Ostatni weekend był niebywale intensywny! W niedzielę na Mikanowie nastąpiła istna inwazja zjazdowców – blisko 30 osób jeździło cały dzień po okolicznych górkach, który został zwieńczony ogniskiem. Tego samego dnia siedmioosobowa grupa szosowców wyruszyła na 100 km wycieczkę do Stoczka Łukowskiego. Za to w sobotę MGR miał swoją reprezentację na 200 km Brevecie w Pomiechówku. W sobotę również nie zabrakło aktywnej dziewczyny, która eksplorowała wschodnie tereny w 100 km wycieczce.
Inwazja na Mikanowie
Ostatnia niedziela w Mikanowskim lesie dostarczyła wiele niesamowitych wrażeń. Różnorodność tras przygotowanych wcześniej przez Andrzeja, Michała i Sebastiana zapewniły całodniową rozrywkę dla inwazyjnej wręcz frekwencji – prawie 30 osób pojawiło się na ekstremalnej górce. Amatorzy mocnych wrażeń zjechali się nie tylko z Mińska i okolic, niemal połowa obecnych przybyła pod wodzą Czarka aż z Warszawy, żeby uczestniczyć w tym wydarzeniu, choć niektórzy wybrali się na własną rękę.
Przez cały dzień panowała wspaniała atmosfera, wszystkim dopisywały dobre humory i nawet mimo nieprzyjaznych prognoz, pogoda dopisała. To było świetne, aktywne i słoneczne zakończenie tygodnia w doborowym towarzystwie, okraszone muzyką. Choć nie obeszło się bez mniej szczęśliwych incydentów. Poza mniej groźnymi upadkami, po nieplanowanym Supermanie Dominik uszkodził rękę, którą będzie teraz nosił w gipsie. Pozdrawiamy Cię Dominiku i życzymy szybkiego powrotu do zdrowia!
Całość zakończyła się ogniskiem z kiełbaskami, przy którym brzuchy rozbolały wszystkich nie od przejedzenia, lecz od śmiechu, którego było pod dostatkiem. Żarty padały aż do ostatniej chwili, gdy nadeszła godzina powrotu.
To wspaniałe, gdy jedno miejsce, jeden czas i jeden sport jednoczy ludzi w tak różnym wieku. Przedział wyniósł od 16 do prawie 40 lat! Nie brakowało młodych zajawkowiczów, którzy jeździli w towarzystwie sporo starszych osób mających własne dzieci 🙂 Dziękujemy wszystkim za tak liczne przybycie i zapraszamy ponownie, bo zbrodnią byłoby tego nie powtórzyć. Wideorelacja wkrótce!
Całe zajście zostało zatrzymane w klatce przez Taki Design Studio.
Szosowo do Stoczka Łukowskiego
W niedzielnym zestawieniu nie mogło również zabraknąć grupy szosowej. Punkt 10.00 już standardowo pod pomnikiem Lotnika zebrała się mocna, siedmioosobowa ekipa. Wspólnie przez Siennicę ruszyli do Wilchty, gdzie Bartek postanowił się od odłączyć i ruszyć w stronę Puław.
W pomniejszonym składzie, nie zwalniając tempa grupa obrała kierunek Stoczka Łukowskiego. Idealny wiatr w plecy spowodował bardzo mocne tempo, którego średnia wynosiła do tej pory prawie 35 km/h.
Droga powrotna przez Latowicz okazała się trasą wybitnie przeciwną do trasy porannej. Bardzo mocny wiatr w twarz powodował szybkie zmęczenie oraz intensywną pracę na zmianach. Mimo wszystko był to bardzo dobry i wartościowy trening. Łącznie grupa pokonała ponad 90 km w 3 godziny czystej jazdy.
Brevet 200 km – Pomiechówek
W sobotę Krzysiek z Patrykiem wystartowali w 200 km Brevecie, czyli wyścigu w duchu Randonneurs. Nie jest to do końca wyścig – tutaj najbardziej liczy się same pokonanie dystansu w limicie czasu, który pozwala na przejechanie całości nawet wolnym tempem. Sprzyja temu bardzo przyjazna atmosfera, dzięki której pokonanie trasy jest bardzo przyjemne. Po drodze trzeba jedynie zameldować się w wyznaczonych punktach w określonych godzinach.
Sobota od samego rana przywitała piękną pogodą – choć świeciło słońce to początkowo było dość chłodno. Z czasem było tylko lepiej – wreszcie można było zrobić pożytek z krótkich spodenek!
Trasa miała kształt pętli, która prowadziła m.in. przez Sochocin, Pułtusk i Nasielsk. Połowę trasy Krzysiek z Patrykiem pokonali z napotkaną dwójką brevetowiczów – Danielem i Marcinem. Ten początek był dość niefortunny, bo już na niecałych 70 km zaliczyli dwukrotną wymienię dętki i jedną pękniętą szprychę (asfalt na początku był bardzo kiepskiej jakości). Wbrew pozorom na takich wymuszonych postojach traci się bardzo dużo czasu – zwłaszcza widząc któryś raz z kolei wyprzedzających tych samych rowerzystów. Wiatr bardzo pomagał na początkowym około 60 km odcinku – później już jadąc we dwójkę nastąpiła walka z mocnym wiatrem. Tutaj samotnie jadące osoby miały znacznie gorzej.
Po drodze zostało zaliczonych kilka dłuższych postojów na uzupełnienie zapasów wody oraz jedzenie. Na jednym punkcie kontrolnym był nawet zapewniony prowiant, więc można było się najeść kanapek i zalać bidon izotonikiem lub wodą. Na jednym postoju ciężko było odmówić nawet zjedzenia lodów 🙂
Końcówka została pokonana bardzo sprawnie, nawet z lekkim wiatrem w plecy. Wielką niespodzianką było spotkanie w przydrożnym rowie dzika z młodymi – bardzo rzadki widok, zwłaszcza za dnia i przy ruchliwej drodze!
Ostatnie kilometry zostały pokonane już tylko z uśmiechem na twarzy – pomimo mocnego wiatru udało się uzyskać średnią prędkość na poziomie 29 km/h. Do tego należy dodać bardzo pozytywną atmosferę i piękne widoki nowych terenów. Czas brutto przejazdy wyniósł 9 h 25 min, co wydawało się dość dobrym wynikiem, ale to zostało rozwiane przez osiągnięte miejsce – 50 i 51 na 68 osób które dotarły na metę.
Mimo wszystko uczestnictwo w Brevecie było czystą przyjemnością! Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie – od ścigania po spokojnie zmierzenie się z długim dystansem.
Przejechaną trasę można sprawdzić tutaj.
Jazda w nieznane tereny
Piękną, sobotnią pogodę wykorzystała także Nina, samotnie pokonując 105 km. Nie obyło się bez przygód – nawigacja wprowadzała w błąd, prowadząc przez ścieżki w lasach… prosto na czyjeś podwórko 🙂 Trasa wiodła z Mińska do Mrozów, następnie w okolice Koszewnicy aż do Kotunia. Trasa im bliżej torów, tym asfalt lepszy. Kilkukilometrowa prosta przy torach za Sosnowym po gładkim asfalcie i wiatrem w plecy, została pokonana ze średnią 30 km/h – dobry wynik, jak na rower MTB!
Nawigator wyznaczył trasę przez lasy, błota, szutry – raz udało się nawet poczuć niemal jak w górach! Zjazd w dół po kamieniach i grubych gałęziach podniósł adrenalinę. Słońce świeciło prawie całą trasę, widać już wyraźnie wiosnę w lasach. Po drodze kilka zwierząt, m.in. spotkanie oko w oko z ciekawskim bażantem, który nie uciekł od razu – dał podziwiać swoją intensywną kolorystykę. Ponadto głęboko w lesie – sarny i zające; te drugie chyba chciały się ścigać 😉
Nie obyło się bez kąpieli w mokradłach – tak kończą się pomysły w stylu ‚jadę na skróty’. Ostatecznie cała, zdrowa i…opalona dotarła do domu 🙂
Pierwsza Wycieczka z Historią – kierunek Siennica
Arkadiusz Łukasiak również nie próżnował – w sobotę odbyła się wycieczka w stronę Siennicy o której obszernie można przeczytać tutaj w osobnym artykule.