Końcówka sezonu, najwytrwalsi rowerzyści i biegacze, listopadowa pogoda i sportowy klimat. Walka w terenie, ucieczka przed deszczem, poszukiwania punktów w mniej lub bardziej przystępnych miejscach – tak bawili się nasi reprezentanci w ubiegłą sobotę na X Nawigatorze. Na rowerach w kategorii TR 75 km kręcili Kasia, Nina, Andrzej, Arek, Boguś, Patryk i Paweł. W biegu na 50 km ruszył zaś nasz triathlonista Karol. Zapraszamy do przeczytania relacji i obejrzenia galerii zdjęć!
Terenowa Impreza na Orientację Nawigator przyciąga mnóstwo zapaleńców, zarówno biegowych i rowerowych. W tym roku do wyboru były 4 kategorie: rower 75 km, bieg 25 km + rower 50 km, bieg 25 km i bieg 50 km. Tym razem na zawodach pojawiło się ponad 80 osób. Co ciekawe, byli również zawodnicy biegowi startujący z psami – bardzo sympatyczny widok! MGR wystawił dobry, doświadczony skład – większość z nas brała już udział w rowerowych imprezach na orientację, m.in. Zmierzch.
O tym, jak rozpoczął się dzień zawodów…
Pobudka rano, obowiązkowo dobre śniadanie, odpowiednie ubranie i ruszamy do Julianówki, gdzie mieściła się baza X Nawigatora. Jechałam do bazy z Patrykiem, z przymocowanym do kierownicy mapnikiem domowej roboty. Patryk trochę czasu nad nimi siedział – chcieliśmy mieć większy komfort na zawodach, nauczeni doświadczeniem. Około kilometra przed bazą zdarzyła nam się kolizja, szczepiliśmy się i bardzo brzydko zaliczyliśmy glebę. Nasze mapniki szlag trafił – połamały się, roztrzaskały. Ręce i nogi dostały swoje, co dawało się potem we znaki. Wstaliśmy, oceniliśmy straty i dojechaliśmy na miejsce.
Sama baza bardzo przytulna, z kominkiem i gorącą herbatą. Organizatorzy zadbali o startujących wzorowo. Żarty między uczestnikami, wzajemne porady czy po prostu miłe, rozluźniające rozmowy. Gdy zbliżała się pora startu dla rowerzystów, zawołano nas na odprawę. Prezes KS Barakuda – Tomek Radomiński przekazał nam podstawowe informacje, wskazówki. Zwracał uwagę na bezpieczeństwo i stosowanie się do przepisów ruchu drogowego. Ruszyliśmy z linii startu punktualnie o 9.00 na dzień pełen wrażeń!
Ruszamy w teren!
Na początku jechaliśmy wspólnie sporą MGRową grupą, w poszukiwaniu 4 punktów położonych blisko bazy. Jednak jak na złość okazały się na rozgrzewkę bardzo wymagające! Rozdzieliliśmy się więc na grupki, ruszając w różne kierunki. W jednej grupie Andrzej, Patryk i Nina, w drugiej Paweł, Boguś i Kasia, zaś Arek działał w pojedynkę – ale z jakimi przygodami! Nasz samotny jeździec po drodze złapał aż 3 razy kapcia. Miał tylko 1 dętkę, więc nie obyło się bez łatania! Ponadto nasz Arek po drodze zgubił bardzo ważną część swojego ekwipunku – papierosy… Arek to znak by rzucić palenie! 😉 Podziękowania dla Kamila za użyczenie kasku!
Z mojego punktu widzenia w mniejszej grupie łatwiej się poruszać i szybciej podejmuje się decyzje o ruszaniu w danym kierunku. Najważniejsze to znaleźć pierwszy punkt – potem powinno iść z górki, mając jakiś punkt odniesienia. Mapy jakie dostaliśmy miały jeden mankament – nie były do końca dokładne, ale przecież nie mogło być tak łatwo, prawda? Tutaj sprawdza się nasze wyczucie i znajomość mapy. Odmierzanie centymetrów, przenoszenie to na teren – nasze głowy intensywnie pracowały! Na szczęście przez pierwsze kilka punktów było nam ciepło od sprawnej jazdy, jechało się dobrze, choć głód dawał o sobie znać bardzo szybko.
Od punktu do punktu eksplorowaliśmy piękny rezerwat, w niektórych miejscach byliśmy po raz pierwszy. Największe wrażenie zrobił na mnie owy rezerwat – stare, powalone drzewa, porośnięte mchem, a nad nimi lekka mgła. Szkoda, że nie było czasu na robienie lepszych zdjęć – ale na pewno tam wrócimy na jakąś sesję! Po drodze często mijaliśmy się z tymi samymi rowerzystami i biegaczami. Uśmiechaliśmy się do siebie, zastanawiając się jaki kierunek obrać. Staraliśmy się sobie pomagać i kierować do uprzednio zdobytego punktu. Zdarzały się także fragmenty błotniste, przy mokradłach.
Podczas zawodów padało około 3 razy, w tym jeden konkretny deszcz. Właśnie po nim następuje faza demotywacji – mokre ubranie ciąży i robi się zimno, trzęsie i człowiek widzi się już następnego dnia na chorobie. Każdy postój należało ograniczyć do minimum, by nie tracić ciepła. Uczestnicy musieli się dobrze nagimnastykować, by odhaczyć punkt położony…pod mostem! Niestety trzeba było chwilę pomyśleć, wykorzystać możliwości jakie daje natura i zrobić sobie naturalny schodek, by nie zamoczyć butów – co byłoby tragedią tego dnia!
Jednak im bliżej końca, tym było już lepiej – nie padało i od sprawnej jazdy robiło się ciepło. Jednym z ostatnich punktów był ten umieszczony w rowie – by się do niego dostać, musieliśmy szarżować w wąskim przesmyku, kombinując która pozycja prowadzenia roweru jest najwygodniejsza. Mi najlepiej było postawić rower na krawędzi rowu i pchać, potem ręce bolały, ale to nic w porównaniu do złośliwych chaszczy, które kłuły i przyczepiały się do ubrań, niejednokrotnie je szarpiąc.
Szukając ostatniego punktu, spotkaliśmy drugą MGRową grupę i razem ruszyliśmy na poszukiwania punktu przy Dębie. Błądziliśmy bardzo długo, ale było już ciemno i mrocznie, więc zabawa była jeszcze lepsza! Po drodze spotkaliśmy nawet trzech wędrowców, którzy starali się nam pomóc. Nie wiem ile czasu nam to zajęło, ale obraliśmy sobie ten punkt za … punkt honoru! Gdy udało się w końcu odnaleźć duży dąb, odcisnęliśmy na karcie swoją obecność i ruszyliśmy do bazy.
Mi, Andrzejowi i Patrykowi zostały jeszcze 2 punkty, które odpuściliśmy na początku, ale niestety było już za późno – czas się kończył. Zmęczeni, głodni, ale zadowoleni dotarliśmy na metę, gdzie czekały na nas medale, kiełbaski i gorąca herbata! (Dzięki Sławek za opiekę! 😉 ) Gdy zeszła ze mnie adrenalina, zaczęłam czuć bóle nabyte podczas porannego upadku, ogólne zmęczenie i narastający katar. Usadowiłam się przy kominku i grzałam się, cały czas będąc dumna, że dałam radę. Cieszę się także, że tym razem zawody przejechałam, a nie biegłam z rowerem.
Nie było łatwo, ale…
Nie jest łatwo w takich warunkach – o czym przekonała się także Kasia, która w ten sposób opisała swoje wrażenia:
„Na trasę wyruszyliśmy w składzie Paweł – Nawigator, Bogusław – Motywator i ja – Katarzyna. Już przy pierwszym punkcie okazało się, że lokalizacja poszczególnych ich położeń nie będzie tak prosta i oczywista, jak sobie wyobrażałam. Musieliśmy się trochę pokręcić, aby go znaleźć. Na szczęście – jak to mówią – „pierwsze koty za płoty” i dalej szło już lepiej! Pomijając punkt w Rezerwacie Przyrody Jedlina, którego zlokalizowanie wymagało od nas przedzierania się przez powalone drzewa i gałęzie. Wtedy dotarło do mnie, że cały rajd nie jest taki łatwy jak sobie wyobrażałam i nie da się go po prostu sobie przejechać. Przed punktem nr 11 zwątpiłam, że przejadę całą trasę. Postanowiłam jednak jechać, dopóki starczy mi sił. Liczyłam się z możliwością odłączenia od chłopaków i powrotu do bazy imprezy przed punktem nr 5, który był 13 punktem na naszej liście. Moje zwątpienie we własne możliwości potęgował padający deszcz. Na szczęście chwilowy kryzys szybko minął, co było zasługą Pawła i Bogusia, którzy ogromnie mnie dopingowali. Kolejne punkty szły dość gładko. Chłopaki narzucili znaczne tempo, a ja próbowałam za nimi nadążyć, co nie zawsze mi się udawało. Paweł i Bogdan robili jednak pit-stopy, abym mogła do nich dojechać. Wkrótce jednak zrobiło się ciemno, co utrudniło lokalizację dwóch ostatnich miejsc. Sporo kłopotu sprawił nam punkt ostatni. Podczas jego poszukiwań napotkaliśmy Ninę i Patryka, z którymi połączyliśmy siły w celu szybszego jego zlokalizowania. W końcu udało nam się i zadowoleni wróciliśmy do bazy. Nie przypuszczałam, że ukończę rajd z kompletem punktów! A to wszystko dzięki Pawłowi i Bogdanowi – Dzięki chłopaki!”
Największa satysfakcja jest, gdy człowiek sobie uświadomi, że dał radę i jak dobra była zabawa podczas zawodów 🙂 Ostatecznie przecież znalazły się tylko dwie odważne dziewczyny w tej kategorii, zajmując kolejno Kasia I miejsce (wszystkie punkty) i ja II miejsce (zabrakło 2-óch). Po odpoczynku, wysuszeniu trzebna było ponownie wsiąść na rower i popedałowac do Mińska. O dziwo, jechało się całkiem przyjemnie!
Gratulujemy wszystkim harpaganom, zarówno biegowym i rowerowym, za udział w tym ciekawym i dobrze zorganizowanym wydarzeniu. Takie imprezy przyciągają pozytywnych ludzi! Podziękowania dla kibiców za doping, rozluźnienie atmosfery i pomoc przy myciu rowerów 🙂 Wielkie dzięki dla organizatorów za kawał dobrej roboty – nie możemy się doczekać kolejnego spotkania!
Zdjęcia z archiwum MGR oraz dzięki uprzejmości organizatorów TInO Nawigator