W pierwszej górskiej edycji Maratonu Rowerowego Dookoła Polski wystartowało dwóch mińszczan – Krzysztof Kurdej i Patryk Wawryszuk z Mińskiej Grupy Rowerowej. Do pokonania mieli 1122 km z ponad 13000 m przewyższeń – czyli zaliczone całe polskie góry ze wschodu na zachód. Limit czasu na pokonanie tego dystansu wynosił 120 godzin. Krzysztofowi udało się go ukończyć w czołówce w rewelacyjnym czasie 55 h, a Patryk pokonał go w 78 h. Zapraszamy do przeczytania relacji z tego wydarzenia!

O starcie w maratonie zacząłem poważnie myśleć już rok przed nim, kiedy tylko pojawiła się informacja, że będzie mieć miejsce. Dystans jest dłuższy tylko o 100 km od znanego Bałtyk – Bieszczady, ale za to mamy starcie z morderczą ilością podjazdów. Impreza będzie miała miejsce co dwa lata, aby uzupełnić lukę po całym Maratonie Rowerowym Dookoła Polski, który jest co 4 lata. Zapowiada się, że co roku będzie miała miejsce duża ultramaratonowa impreza.

Aby zmierzyć się z tym dystansem musiałem przejechać kilka dłuższych tras. Na początku roku miałem 500 km do Wilna, a później kolejne 500 km – tym razem po górach na Maratonie Podróżnika, co też było kwalifikacją do startu. Dodatkowo zaliczyłem małą wyprawę – 1400 km w 6 dni. Podchodziłem do samej imprezy bardzo ostrożnie, to był mój pierwszy start na takim dystansie. Tutaj bowiem bardzo duże znacznie ma psychika, jak pedałujemy drugi dzień bez snu to tylko ona trzyma na rowerze. Na trasę postanowiłem zabrać śpiwór i płachtę biwakową, aby przespać się na przystanku w komfortowych warunkach. Ostatecznie jednak tego nie użyłem. Za nawigację służył mi Garmin Edge 810 – niestety 3 razy się zawiesił i straciłem kawałek trasy. Wszystko spakowałem do torby podsiodłowej i małej sakiewki na górnej rurze.

Dojazd na start do Przemyśla jak zawsze dzięki PKP nie był nudny. Około 20 rowerów i brak nawet dedykowanych miejsc. Wszystko upchaliśmy w przedsionkach ku niezadowoleniu konduktora. Kogoś nawet już nie chciał wpuścić do pociągu. Normalnie walka o życie. W przedziale zebrała się niezła ekipa, miałem przyjemność jechać m.in. z Wilkiem, Kotem, Olem i Ryśkiem. Podróż bardzo miło zleciała i tak oto zawitaliśmy do Przemyśla.

Nocleg wybrałem na sali gimnastycznej wraz z wieloma uczestnikami. Krzysiek był już dzień wcześniej na prywatnej kwaterze, więc tylko się zgadujemy i lecimy ekipą na miasto coś zjeść. Później tylko zakupy i jazda spać – a śpi się bardzo dobrze, nie przesadzają nawet chrapiący dookoła ludzie.

Start – pierwszy dzień jazdy

Przyszedł wreszcie ten dzień startu. Dzień zaczynamy bardzo spokojnie, odprawa jest dopiero o 11.30. Ponownie ekipą okupujemy restaurację, aż właściciel leci do sklepu po zapas jajek na jajecznicę 😉 Pozostaje tylko ogarnięcie sprzętu i udanie się na miejsce zbiórki. Dostajemy też nadajniki GPS – są bardzo małe i nie ma problemu z ich montażem. Wybija godzina 12.00, Daniel Śmieja wygłasza przemówienie i w eskorcie Policji lecimy przez miasto w stronę Arłamowa. W peletonie jedzie się naprawdę średnio, trzeba bardzo uważać na wszystkich wokół. Odliczam tylko metry do startu ostrego. Policja cały czas ładnie blokuje drogę, więc jedziemy bez dodatkowych zmartwień. Podjazd, grupka trochę się rozciąga, jadę zachowawczo swoim tempem, mam zamiar dojechać do mety bez szarpania, aby po prostu przeżyć. Wtedy też po raz ostatni na trasie widzę Krzyśka, który poleciał mocno do przodu swoim tempem.

09 GMRDP 2

Jakoś podejrzanie szybko zdobywam Arłamów, po którym jest zacny zjazd. W oddali widzę małą grupkę, więc postanawiam ich dogonić. Ostatecznie razem z Keto turlamy się w stronę pierwszego punktu kontrolnego w Ustrzykach Górnych. Na jednym podjeździe mi odjeżdża, staram się nie gonić go za wszelką cenę. Po drodze za to na wybojach wypada mi aparat… Już myślałem, że po nim, ale wytrzymuje upadek.

Z Keto ponownie spotykamy się w sklepie w Ustrzykach, akurat trafił w kolejce na księdza co rozmieniał drobne z mszy 😀 Szybkie jedzenie, cola i jazda do przodu! Długo to nie zajmuje, po godzinie zaczyna nieźle padać deszcz, zakładamy przeciwdeszczowe ciuchy i lecimy dalej. Co jak co cieszę się, że założyłem błotniki 😉 Następny postój robimy dopiero w Cisnej, gdzie spotykamy Turystę, który jechał jak do tej pory bez przerwy. Na sklepie jest też ciekawy plakat – dosłownie podążamy tropem Wilka, który jest już pewnie ładny kawałek przed nami.

09 GMRDP 6

Lecą kolejne kilometry i powoli zapada zmrok. Po drodze spotykamy jeszcze Przemka i jedziemy w trójkę. Nocą ma to niebagatelne znaczenie. Chłopaki jadą jak dla mnie trochę za mocno i na podjazdach odpuszczam. Do tego wypada mi ponownie aparat i w ogóle już sporo do nich tracę. Sam sprzęt tym razem trochę ucierpiał, odpadła osłona obiektywu, ale zdjęcia robi cały czas – może tylko będzie miał problemy z wodoodpornością. Jadę więc samotnie przez mrok. Powoli robi się już chłodno, zapowiada się zimna noc.

09 GMRDP 4

Tak też się składa, że ponownie doganiam Keto, który jedzie z Przemkiem i w takim składzie pokonujemy całą noc. Planujemy postój i uzupełnienienie zapasów na kolejnym punkcie w….  Orlenie. Niestety stacji nie ma, ale całe szczęście jest otwarta pizzeria. Ku naszemu zaskoczeniu spotykamy tam Roberta, Adama i Gabriela. Właśnie ruszają na trasę. Pizza okazuje się zbawieniem, jem jej aż za dużo. Uzupełniamy zapasy wody i zastanawiamy się nad kupioną Pepsi – wyglądała na podejrzaną i pachniała ziołami. Nocna jazda robi swoje 😉 w trakcie dołącza do nas Wiesiek, też zamawia pizzę, ale my zaraz ruszamy dalej.

09 GMRDP 7

Jazda w nocy ma swój urok, ale też potrafi zlać się w jedną całość. Dobrze, że jest sporo górek, które urozmaicają podróż i pozwalają tak łatwo nie zasnąć. Dobre towarzystwo również bardzo pomaga.

09 GMRDP 8

Jednym z momentów których nie zapomnę jest ostry podjazd z Ropy. Lekko ponad 15% nachylenia, które pojawia się zaraz po skróceniu w boczną drogę. Idzie mi zaskakująco słabo, ledwo co mielę, jadę zygzakiem. A okazuje się, że miałem z przodu na blacie! Szybka zmiana na młynek i mielimy dalej 😉 Z daleka przy drodze widzę jakiś foliowy, ruszający się obiekt. Okazuje się, że to Marcin, który obwinął się folią NRC i postanowił przespać się centralnie na jezdni! Tego w życiu bym się nie spodziewał 🙂

Keto z Przemkiem trochę mi odjechali, ale powoli doganiam ich na końcowym podjeździe. Od tej pory trzymamy się już razem. Jazda staje się coraz bardziej nużąca, dogania nas Wiesiek, postanawiamy poszukać stacji paliw, aby zjeść coś na ciepło. Znajdujemy ją dopiero w Piwnicznej Zdrój. Wszyscy napadają na zapiekanki, hot dogi i oczywiście kawę. Nad ranem wyglądamy jak zombie i zasypiamy na siedząco. Jest też bardzo zimno, aż nie chce się dalej ruszać.

09 GMRDP 10

Bardzo długo jedziemy wzdłuż Dunajca, słońce już jest wysoko, ale nie daje jeszcze dużo ciepła – długie ubrania zdejmujemy dopiero około godziny 10. Trasa za to jest bardzo malownicza, a zwłaszcza zjazd na tamę na zalewie Czorsztyńskim. Na tym fragmencie dołącza do nas Turysta, z którym jemy śniadanie – obiad w restauracji u Nowaka, którą już znam z Maratonu Podróżnika. Kupujemy pełne obiadowe zestawy, a Turysta dwa żurki i szybko rusza dalej.

09 GMRDP 12

Mozolnie podjeżdżamy pod Łapszne Wyżne – te tereny już dobrze znam z ostatniego wypadu do Zakopanego. Jest wymagająco, ale idzie do przodu. Za to nagrodą na szczycie jest rewelacyjny widok na Tatry! Naprawdę za każdym razem robi na mnie wielkie wrażenie.

09 GMRDP 11

Szybki zjazd, kolejny wymagający podjazd pod Brzegi i rozpoczynamy spokojniejszą wspinaczkę pod Głodówkę. Po drodze w krzakach przebija się strój BB Touru. Okazuje się, że Kurier postanowił zrobić sobie odpoczynek i ognisko z kiełbaskami! Aż też nabrałem na nie ochoty 😉 za Głodówką nas wyprzedza i to jest nasze ostatnie spotkanie.

09 GMRDP 13

Zakopane to walka z przebijaniem się przez korki i tłumy ludzi. Miejsce niestety straciło swój urok. Robimy szybkie zakupy i jedziemy dalej. Wiesiek stwierdza, że potrzebuje plecak i szuka odpowiedniego gdzieś na Krupówkach. Długo zjeżdżamy do Chochołowa, a później odbijamy w stronę Babiej Góry, która zdecydowanie góruje nad resztą. Niby jest piękna prosta droga, ale jazda staje się tak nużąca, że praktycznie śpię na rowerze. Postanawiamy zrobić sobie małą drzemkę na pobliskim polu. Nieźle musimy się prezentować z drogi – trzy ciała leżą na trawie. Odpoczywa się świetnie, ale budzi nas mały deszcz i ruszamy dalej.

09 GMRDP 14

Kolejne podjazdy idą aż miło – Kubalonka, Krowiarki. Lecimy razem równym tempem. Na jednym zjeździe mój Garmin edge 810 nagle się wyłącza. Ostatnio dość często mam z tym problemy. Zmusza mnie do zatrzymania, aby mógł złapać satelity, a do tego stracił fragment zapisu trasy… Nienawidzę tego.

09 GMRDP 15

Zatrzymujemy się na pizzę i ostatecznie z Keto postanawiamy złapać nocleg w Jeleśni. Nie chcemy ryzykować drugiej nocy bez snu. Jest to też mój pierwszy raz kiedy pokonuje taki dystans non stop, więc tym bardziej nie chcę ryzykować. Przemek i Wiesiek za to postanawiają jechać dalej, łapiąc ewentualne krótkie drzemki.

09 GMRDP 16

W Jeleśni przyjmuje nas miła pani, mamy łóżka i wszystko co jest potrzebne. Przez ostatnie susze brakuje tylko wody i myjemy się w misce. Zasypiamy natychmiast i budzimy się po 6 godzinach. Jak na warunki ultramaratonów to naprawdę niezły luksus 🙂 rano dostajemy jeszcze jajecznicę – chyba lepiej nie mogliśmy trafić!

Drugi dzień jazdy

Punkt 6.00 jesteśmy już na trasie. Nocleg to był dobry wybór, jedzie się iście rewelacyjnie i nie ma śladu po senności. Tym razem postanawiamy jechać sprawniej, redukując maksymalnie czas na postoje i jedzenie.

09 GMRDP 17

Dzięki małym nadajnikom GPS można śledzić na żywo naszą pozycję. Jest to naprawdę idealna opcja, która jest wzbogacona relacją SMS. Nieustannie dostaje też bardzo motywujące SMSy od mojej niezastąpionej dziewczyny Niny. Jest to bardzo duże wsparcie. Co chwilę też słyszę specyficzny dzwonek telefonu Keto, który też dostaje ich pełno. Po pewnym czasie jest to już nieodłączny element trasy. Przed Istebną jest podjazd, rzeźnik. Nachylenie dochodzi do 20% i jest ułożone z płyt, po których nie da się praktycznie jechać. Jest to jedyny fragment na trasie gdzie pcham rower pod górę, a nawet to nie jest łatwe! Buty szosowe to zły wynalazek do chodzenia.

09 GMRDP 18

Z relacji dowiadujemy się, że przed nami jest Olo, którego postanawiamy dogonić. Już widzimy jego plecy, a tu nagle Keto łapie kapcia, a to normalnie szczęście! Okazuje się, że rozerwał oponę, całe szczęście miał zapasową. Kilka górek i zaczyna się najbardziej płaski fragment trasy, który ciągnie się aż do Złotego Stoku. Niby płasko, ale wieje w twarz niemiłosiernie! Do tego otwarta przestrzeń wzmaga siłę wiatru. Turlamy się do przodu i wreszcie doganiamy Ola. Zdecydowanie widać po nim, że nie spał w nocy – już nawet po drodze chciał sprzedać komuś skuter którego nie ma 🙂 Jedziemy kawałek razem, ale później się rozdzielamy – Olo postanawia dziś przespać się w Złotym Stoku. Bardzo też ciekawie się złożyło, że razem z Keto mamy kolejne numery startowe – 30 i 31. Może dlatego jedziemy razem 😉

09 GMRDP 19

Mieliśmy też bardzo ciekawą sytuację. Krótki postój pod sklepem i standardowe zakupy. Keto szuka śmietnika, a nigdzie go nie widać. Wchodzi do sklepu i pyta się pani za ladą, gdzie go znajdzie. W odpowiedzi usłyszał, że nie ma i ma tylko ‚służbowy’ z którego nie może skorzystać. Służbowy śmietnik? Tego chyba jeszcze nie było! Musiał lecieć gdzieś na drugą stronę ulicy 🙂

W Głuchołazach postój na pizzę, smarowanie pośladków (takie niestety skutki długiej jazdy na rowerze) i tuż za miastem kolejna niespodzianka. Jedziemy sobie z Keto koło siebie i rozmawiamy. A jak tu nagle z kukurydzy wyskakuje kot! Przebiegł mi prosto przed kołem i wpadł pod przednie koło Keto. Trochę zarzuciło rowerem, ale udało się go opanować – inaczej byśmy razem leżeli na jezdni. Kot jak to kot, pobiegł dalej w kukurydzę i tyle go widzieliśmy. Nie rozumiem tych stworzeń – do ostatniego momentu czai się w krzakach, a później nagle wbiega pod koło. Aby tylko nic mu się nie stało. Keto od razu napisał to w relacji SMS i oczywiście pierwsze skojarzenie z zawodniczką Marzeną i odpowiedź, że dobrze, że nie potrącił “Wilka” 🙂

09 GMRDP 20

Tuż przed Otmuchowem mijamy dwójkę zawodników i zaczyna łapać nas noc. Do naszej dwójki dołącza Wiesiek i razem zmierzamy do Złotego Stoku. Jedzie się bardzo dobrze, noc zapowiada się bardzo ciepła – cieszę się, że akurat wczorajszą przespaliśmy. Dziś mamy w planie jechać bez postoju na nocleg. W Złotym Stoku ostatni porządny posiłek i zaczynamy zdobywać ostatnie góry na naszej trasie. Zaczyna się bardzo przyjemnie, kulturalnym podjazdem.

09 GMRDP 21

Po drodze spotykamy Andrzeja, który również do nas dołącza. Jedzie on w kategorii “Sport” z kilkoma znajomymi na jeden samochód serwisowy. Jednak oni są daleko z tyłu i został tutaj sam. Ciężko też o wsparcie samochodu, kiedy mają dużą rozbieżność między sobą. Postanowił więc jechać już sam do końca bez auta, a wyszło, że właściwie jechaliśmy razem.

09 GMRDP 22

Sprawnie pokonujemy kolejne górki, asfalt jest czasem lepszy, czasem gorszy, ale jakoś się jedzie. Około 3 w nocy łapie nas mocna senność, zatrzymujemy się na Orlenie, aby coś zjeść. Niestety było kilka krzesełek i tak oto odpoczywamy na nich. Ni to drzemiemy, ni siedzimy – wyszło tego około godziny. Nie przeszkadzali nam nawet ludzie którzy co chwilę przechodzili koło nas, raz zawitał też autobus z wycieczką. Musieli mieć niezły widok jak zobaczyli śpiących kolarzy na krzesełkach w wejściu 🙂

Trzeci dzień jazdy

Jedynie Andrzej miał jeszcze pełno energii i dosłownie zerwał nas z krzesełek. Bardzo się nie chciało jechać, ale niestety trzeba. Zaczyna się powoli przejaśniać, Garmin znowu mi się zawiesił, a do tego zaczynają nachodzić dość brzydko prezentujące się chmury. Długo nie musieliśmy czekać i zaczyna powoli kropić.

09 GMRDP 23

Do Zieleńca wjeżdżamy już w chmurach – widok jest naprawdę świetny, ale temperatura i wilgotność już nie. Zjazd do Kudowy Zdrój też jest nie lada wyzwaniem – nie chciało mi się zakładać długich spodni i bluzy to teraz strasznie zimno na zjeździe. Do tego doliczyć trzeba szalone ciężarówki, które pędzą do granicy, wyprzedzają na zakręcie jak szalone niemalże w nas wjeżdżając. Naprawdę niewiele brakowało! Dobrze, że może Keto tego nie widział 🙂 W Kudowie trafiliśmy na piekarnię idealną – pizza na ciepło, ciastka, kawa, herbata i nawet toaleta. Na pewno jeszcze w przyszłości tam zawitam.

09 GMRDP 24

Kilka ładnych podjazdów przez Góry Stołowe, ale i też odcinek tragicznym asfaltem. Po nim dosłownie nie dało się jechać, a wyglądał jakby dzieci rzucały kulkami asfaltu i oto tak powstała nawierzchnia. Jeszcze w życiu tak mnie nie wytrzęsło! Jazda po tym to chyba jakaś kara za coś. Do tego należy jeszcze doliczyć mocny deszcz – jedziemy w nim dobrych kilka godzin. Hamulce na zjazdach działają na słowo i ledwo co udaje się hamować na nawrotach. Niezmiernie się cieszę, że zatrzymujemy się na obiad w Głuszycy, gdzie zbieramy siły.

09 GMRDP 25

Jakość dróg dalej nie zachwyca, ale meta przyciąga już coraz bliżej. Zwalczamy sen krótkim postojem na kawę – Andrzej nas tylko pogania, więc idzie bardzo sprawnie. Zaczyna się też kilka dłuższych podjazdów, grupka mi odjeżdża i zostaję sam. Mimo wszystko wolę trzymać swoje wolniejsze tempo niż później umierać 😉 Na jednym z nich  walkę o najlepszego górala podejmuje miejscowy zawodnik na składaku. Początkowo tempo trzyma bardzo dobre, przez chwilę nas wyprzedza, ale trzymając swój rytm go wyprzedzamy. Już nawet nie mówimy ile kilometrów mamy w nogach. Jakoś zawsze uśmiecham się przy takich sytuacjach 🙂

09 GMRDP 26

Tutaj towarzyszy mi piękny widok na Karkonosze i Śnieżkę – od razu przypominam sobie moją wyprawę Głównym Szlakiem Sudeckim. Wyprzedzam naszą grupę przez przypadek, kiedy mają postój pod sklepem. Telefon do Keto i myślałem, że są przede mną. Po kilkunastu minutach mnie doganiają i wspólnie rozpoczynamy ostatni ostry podjazd pod Zakręt Śmierci.

Ostatni podjazd i ostatnia walka. Jest to bardzo motywujące i już ostro staje na pedały i rozpoczynam wspinaczkę. Leci się pod górę jakby huragan wiał w plecy! Z Zakrętu Śmierci postanawiamy lecieć dobrym tempem, aby zakończyć wyścig przed pełną godziną – ładniej będzie wyglądać czas przejazdu 🙂

09 GMRDP 27

Dojeżdżamy na metę pod szkołę, witają nas brawa i przede wszystkim własne zadowolenie z ukończenia. Niestety Krzyśka już nie ma, wreszcie ukończył jazdę równo dobę temu. Jednoczenie meldujemy się na mecie i wreszcie możemy pozwolić sobie na swobodny odpoczynek – już nas nic nie goni.

Epilog

Pierwszy raz zmierzyłem się z takim dystansem non stop, więc przede wszystkim było to dla mnie ogromne doświadczenie. Trzy noce i dwie przejechane bez snu – z tym zwłaszcza mam problem. Poza ukończeniem bardzo się cieszę, że obyło się bez usterek technicznych. Nie złapałem nawet jednego kapcia! W międzyczasie słyszałem jak ludzie łamali kierownicę (została naprawiona płaskownikami i dojechał na metę – szacunek) czy nawet mieli problemy z linkami.

Atmosfera imprezy to pierwsza klasa! Tutaj bardzo dziękuję Keto za towarzystwo praktycznie od samego początku i nawet za czekanie na mnie. Widać tutaj liczy się coś więcej niż samo dojechanie do mety. Dzięki temu poznałem wiele ciekawych osób. Do zobaczenia na pewno na BB Tourze! Jak zawsze mogłem liczyć na wsparcie Niny i doping innych osób za co bardzo dziękuję. Relacja SMS i możliwość śledzenia na żywo to bardzo dobry pomysł organizatorów, którzy spisali się na medal. Pamiątkowy medal też jest bardzo ładny i dzięki niemu na pewno będę pamiętał o tej wyjątkowej imprezie.