W nocy z 13 na 14 grudnia odbył się rajd na orientację „Zmierzch” organizowany przez klub sportowy „Zielono – Czarni” z Mińska Mazowieckiego. Zostaliśmy na niego specjalnie zaproszeni wraz z przygotowaną pod nas trasą. Pomimo grudniowej niepewnej pogody, pojawiliśmy się na starcie w aż sześć osób. Sam rajd dostarczył nam niesamowitych wrażeń i pozwolił zdobyć doświadczenie w nawigacji oraz terenowej jeździe po zmroku.

Start został zaplanowany w sobotę 13 grudnia na godzinę 19.00. Górny limit czasowy wynosił ponad 500 minut co powodowało, że wyścig mógł zakończyć się nawet po 3.00 nad ranem. Regulamin i limity zostały przygotowane pod kategorię biegową, my zostaliśmy uwzględnieni dopiero później. Pojawiamy się biurze zawodów ulokowanym w budynku MOSiR’u przy ulicy Sportowej. Bardzo miło nas przyjęto – nie spodziewano się tak licznej reprezentacji, zwłaszcza, że wszystko było organizowane na ostatnią chwilę. Szybkie wypełnianie papierów, opłata 15 zł za udział i szykujemy się do właściwego startu. Na miejscu większość stanowili biegacze, część z nich była przygotowana naprawdę bardzo dobrze. Z racji tego że dla naszej ekipy był to pierwszy tego typu rajd, nie wszyscy mieli mocne oświetlenie i czołówki które są bardzo przydatne w poszukiwaniach punktów. Sam wyścig traktowaliśmy jako dobrą zabawę i przygodę. Całe szczęście można było ruszać w grupkach, więc podzieliśmy się na dwie. W pierwszej wystartowała Nina z Patrykiem, a w drugiej Kasia, Kamil, Sławek i Paweł. Stanowiliśmy większość rowerzystów, poza nami wystartował jeszcze Zenek, stały bywalec takich imprez. W przeciwieństwie do nas ruszył samotnie w trasę. Zwarci i gotowi  czekamy tylko na rozdanie map i sygnał do startu.

Wyścig został podzielony na dwa etapy: krótszy o dystansie około 11 km w lasach nieopodal stadionu oraz dłuższy około 20 km, który wybiegał dalej na północ. Pierwszy miał większe zagęszczenie punktów,  aż 24 na mapie w skali 1:10000, a drugi już tylko 8, ale rozłożonych w większej odległości od siebie. Na pierwszym dystansie nie musieliśmy zdobywać wszystkich punktów, zostały wykreślone te najtrudniej dostępne czyli pozostało nam kilka mniej do zdobycia. Formuła rajdu wyglądała tak, że najpierw zaliczaliśmy krótszy dystans i wracaliśmy do bazy gdzie dostawaliśmy kartę oraz mapę przeznaczoną na dłuższy etap. Mapy są rozdawane bezpośrednio przed startem, nie można się wcześniej przygotować czy naradzić.

Mapa i w drogę!

Z rowerzystów pierwszy na trasie pojawił się Zenek, później Nina z Patrykiem, a kolejne kilka minut później ruszali Kasia, Kamil, Paweł i w ostatniej chwili do nich dołączył się również Sławek. Z nieba nieśmiało lecą małe krople deszczu, podczas jazdy praktycznie ich nie odczuwamy. Kilka pierwszych punktów umieszczonych było w dość łatwych do odnalezienia miejscach, czyli w sam raz na rozgrzewkę. Sprawy zaczęły się komplikować przy punkcie numer 4, który był ulokowany na skarpie nad rzeką Srebrna. Właściwie to nie był jeden punkt a dwa położone blisko siebie. Wtedy dopiero dowiedzieliśmy się, że są też rozmieszczone fałszywe punkty które utrudniają zabawę. Należy bardzo dokładnie czytać mapę – właściwy punkt znajduje się w środku okręgu. Dodatkowo pomocne są opisy lokalizacji punktów na odwrotnej stronie.

W rajdzie startowaliśmy dla samej zabawy i uczestnictwa w czymś nowym. Jednak gdy  już pojawiliśmy się na trasie od razu było czuć, że to jest wyścig. Mijający nas biegacze uwijają się w pośpiechu pomiędzy kolejnymi punktami, nierzadko nas wyprzedzając lub biegnąć na równi. Na trasie byli też prawdziwi zawodowcy, m.in. wicemistrz Polski biegów na orientacje. Chcąc czy nie, delikatnie włącza się mała rywalizacja. Spisywanie, szukanie kolejnych punktów, wytyczanie trasy pomiędzy nimi, unikanie fałszywych – wszystko to powoduje, że chce się to zrobić jak najszybciej i najsprawniej. Naprawdę bardzo przyjemna dawka adrenaliny i współzawodnictwa.

02 zmierzch 3

Nawigację i odnajdowanie kolejnych punktów bardzo ułatwia nam znajomość okolicznych lasów. Często wystarczyło jedno spojrzenie na mapę i już wiemy gdzie mamy jechać. Jednak ta znajomość miejscami okazywała się zgubna. Na przykład z Niną szukałem z 20 minut punktu nr 9, bo byłem pewien z pamięci, że powinien być w pewnym miejscu. Niestety pomyliłem się o jedną drogę i on był dosłownie 50 metrów od nas. Tak więc nawet nocą łatwo jest się zgubić w znanych przez siebie miejscach. Nie obyło się też bez małych wywrotek – Paweł, Kasia i Sławek zaliczyli lot przez kierownicę, jedynie Kamil tego uniknął. Niestety mokre czyli śliskie warunki i noc bardzo utrudniają jazdę w terenie, często za późno zobaczy się przeszkodę. Co by było mało, pomimo zapasu baterii Kasi czołówka świeci coraz słabiej, więc musi jechać dwa razy czujniej i w zasięgu oświetlenia towarzyszy. Tutaj był jasny podział zadań, Paweł odpowiadał za nawigację, Kamil, Kasia i Sławek poszukiwanie punktów – dodatkowo można było się rozdzielić na większym obszarze i odszukać właściwie miejsce.

Pierwsza część poszła zaskakująco sprawnie. Dobra zabawa, szukanie punktów, mili ludzie na trasie – to wszystko powodowało, że kolejne kilometry mijały nie wiadomo kiedy. Tak jak wystartowaliśmy to i w takiej kolejności docieramy na metę pierwszego etapu. Krótka rozmowa z Sebastianem o wrażeniach z tego fragmentu, zjedzenie kilku batonów, wypicie ciepłej herbaty i Patryk z Niną są już na drugim, dłuższym fragmencie rajdu. Kilka minut później dociera reszta ekipy na zasłużony odpoczynek. Tutaj tylko w dalszą drogę nie rusza Sławek, decyzja o ruszeniu w drogę została podjęta równo z limitem czasu. Więc w drugiej grupie ruszają Kasia z Pawłem i Kamilem.

Druga część rajdu

Pierwsze spojrzenie na mapę drugiego etapu i od razu zaskoczenie! Odległości pomiędzy punktami są tutaj naprawdę duże. Przyzwyczajeni do mapy w dokładnej skali 1:10000 nagle zostajemy zmuszeni do dokładniejszego planowania i szukania punktów.  Gdy ruszyliśmy w trasę pogoda uległa lekkiemu pogorszeniu – deszcz zaczął bardziej padać, co w połączeniu z odczuwalnym zmęczeniem i otwartym terenem zaczęło bardziej doskwierać . Całe szczęście temperatura jak na grudzień jest dość wysoka (około 5 stopni) i jedzie się całkiem przyjemnie. Ponadto mrok, spadające krople deszczu, przemykające zwierzęta i cisza w lesie tworzą niesamowity klimat.

02 zmierzch 2

Tak samo jak na pierwszym etapie początkowe punkty udaje się nam znaleźć bez większych problemów. Wieżyczka, Marianka – są to dobrze znane przez nas miejsca. Wszystko komplikuje się razem z punktem numer 4. Z początku wyglądał na dość oczywisty, więc jadę z Niną na pewniaka na górkę zaraz w Julianowie w której doganiamy Zenka.  Punkt ma się znajdować w drzewach na północnym zboczu górki, brzmi wszystko jasno. Najpierw mija 10 min, później 30 min i wspólnie już we trójkę szukamy tego punktu. Cały czas bezskutecznie. Chyba sprawdziliśmy każdy możliwy krzak i drzewo, a punktu nie było widać. Braliśmy nawet pod uwagę możliwość, że ktoś ten punkt ukradł. Ostatecznie postanowiliśmy zadzwonić do organizatora w tej sprawie i upewnić się czy jest wszystko w porządku. Po krótkiej rozmowie zostaliśmy uświadomieni, że szukamy w kompletnie złym miejscu. Mapa jest z lat osiemdziesiątych i główna droga którą jechaliśmy do Julianowa w tamtych czasach była ledwo widoczną ścieżką. Źle ją odczytaliśmy i właśnie dlatego błądziliśmy. Druga grupa ma te same problemy – nieaktualne są nawet jeziorka które wyschły lub zamieniły się w bagna. Razem z Zenkiem ponawiamy poszukiwania kilkaset metrów na wschód. Znowu mija przynajmniej z pół godziny a punktu jak nie było, tak nie ma. Zenek zostaje na dalsze poszukiwania, a ja razem z Niną ruszamy na punkt numer 5. Pogoda ulega dalszemu pogorszeniu.  Przemoczeni, głodni i zmarnowani poszukiwaniem punktu nr 4  postanawiamy zawrócić. W drodze powrotnej zaliczymy tylko punkt nr 8. Niespodziewanie znowu spotykamy Zenka któremu udało się odnaleźć po długiej walce  punkt 4! Tak więc z małą wskazówką udaje się i nam go odszukać – wcześniej minęliśmy go raptem w odległości 50 metrów. Pożyczam Zenkowi czołówkę, bo jego już ledwo świeci i czeka nas tylko powrót na metę. W tym samym miejscu, czyli na punkcie numer 4, Paweł, Kamil i Kasia również mają duże problemy z jego znalezieniem. Rezygnują tak samo jak my tylko z tą różnicą, że w drodze powrotnej zaliczają jeden punkt w Pogorzeli. Czyli ostatecznie na drugim etapie zdobyliśmy po tyle samo punktów. Same mapy woziliśmy przez cały rajd na szyi przyczepione smyczą. O dziwo trzymały się bardzo dobrze i cały czas były pod ręką.

Na mecie

02 zmierzch 6

Po niemal pięciu godzinach w trasie, przemoczeni, zmęczeni i głodni docieramy na metę. Najpierw Patryk z Niną, a później Kamil, Paweł i Kasia. Ciepłe pomieszczenie biura zawodów witamy z uśmiechem na twarzy. Tak też miło witają nas organizatorzy – rozliczamy się karteczek z zaliczonymi punktami i możemy wreszcie usiąść i zjeść coś na spokojnie. Ciepła kiełbaska prosto z grilla smakuje dobrze jak nigdy wcześniej. Pełni wrażeń zasiadamy przy stole i dzielimy się opowieściami prosto z trasy. Każda grupka miała swoje przygody i wszystkim udział w tej imprezie bardzo się podobał. Konsultowaliśmy wzajemnie wszystkie punkty – które były łatwe, a które trudne do odnalezienia. Klimat na mecie zaraz po zawodach jest zawsze niepowtarzalny – udało się nam wszystkim przeżyć dobrą przygodę. W międzyczasie na metę dociera Zenek, któremu jako jedynemu udaje się zdobyć wszystkie punkty i zostaje niekwestionowanym zwycięzcą, wielkie gratulacje!

Podsumowanie

Kilka zadrapań, porwane nogawki, siniaki i to niesamowite uczucie po rajdzie – to właśnie zostaje z nami kilka dni po ”Zmierzchu”. Rajd był wymagający, ponadto jeśli bawić się to na całego! W poszukiwaniu punktów walczyliśmy w zdradliwym terenie, biegaliśmy z rowerem i bez niego, nie obyło się bez czołgania! A wszystko to z powodu chęci odnalezienia wszystkich punktów. Ten instynkt potęgował klimat – mrok w lesie, jedynie światła latarek i czołówek, przemykające zwierzęta z błyszczącymi oczami, raz cisza a raz odgłosy innych uczestników w oddali. Włącza to w człowieku chęć dawania z siebie wszystkiego, by właśnie potem z  ekscytacją o tym opowiadać innym ludziom.

02 zmierzch 5

Na tego typu imprezie nieocenione okazały się latarki czołowe oraz ogólnie dobre oświetlenie. Niekiedy trzeba było zejść z roweru w poszukiwaniu punktu, a latarką na głowie było to o wiele ułatwione. Dodatkowo w połączeniu długiego czasu rajdu i niskiej temperatury zapasowy komplet baterii jest obowiązkowy. Dojechaliśmy na metę praktycznie na „oparach”. Niezastąpione są też kaski, zwłaszcza, że po ciemku nie zawsze dojrzy się na czas gałęzi na wysokości głowy. Dopiero w drodze powrotnej do domu usłyszeliśmy dźwięk jaki wydają nasze rowery, a na pewno nie był on przyjemny. Błoto które wcisnęło się w każdy wolny zakamarek powodowało, że wszystko okropnie trzeszczało. Nie obyło się bez porządnego mycia!

02 zmierzch 4

Na starcie pojawiło się od nas 6 osób – Nina, Kasia, Paweł, Kamil, Sławek i Patryk. Była to pierwsza impreza tego typu w której wzięliśmy udział – kategoria rowerowa została przygotowana specjalnie dla nas, za co bardzo dziękujemy organizatorom, czyli Klubowi Sportowemu Zielono – Czarni z Mińska Mazowieckiego. Naprawdę impreza była dla nas bardzo udana i stanęliście na wysokości zadania w kwestii organizacji i samego klimatu rajdu. Na pewno nie będzie to ostatni raz kiedy weźmiemy w niej udział zwłaszcza,  że jesteśmy w nich szczególnie uwzględniani. Czyli do zobaczenia na następnym „Zmierzchu”!