Patryk zdobywa Malgę, czyli stodoła i krowy na szczycie
Patryk obrał sobie za cel podjechanie rzeźnickiego podjazdu mającego 45 %. Było to nasze pożegnanie z górami po wszystkich przełęczach jakie zdobyliśmy. Podziwiam determinację Patryka i jego wolę walki na tym trudnym podjeździe!
Ja postanowiłam rozbić obóz przy kapliczce i poczekać na Patryka. Miałam dużo czasu by uzupełnić dziennik, dokonać inwentaryzacji i nawet pospać pod stołem. Patryk w tym czasie mielił pod górę, wzbudzał respekt wśród podjeżdżających Malgę na elektrykach. Okazuje się, że w drodze na szczyt i również tam – normalnie mieszkają ludzie. Ciekawe, czy niektórzy podjeżdżają rowerem codziennie z bułkami do domu?
Na szczycie czekał zapierający dech w piersi widok starej stodoły i stada krów. Patryk udokumentował swój wyczyn i czując rozpoczynający się deszcz pojechał w dół. A nie, w sumie trochę jechał, trochę schodził – tak właśnie było 🙂 Zjazd był tak stromy, że hamulce przegrzewały się i trzeba było je chłodzić. Tak więc na raty, ale dość sprawnie Patryk napierał w dół.
W międzyczasie u mnie na dole pogoda już zaczęła się psuć i deszcz wisiał w powietrzu. Zabezpieczyłam obóz, zasnęłam pod stołem i Patryk zastał mnie właśnie tak:
Teraz pozostało już tylko jechać i tracić wysokość… Przełęcze były wyczerpujące, ale satysfakcja po wjechaniu jest bezcenna. Nie udało nam się zaliczyć słynnego Stelvio, bo nie czułam się już na siłach, a poza tym znajdowaliśmy się w takiej konfiguracji, że zostawiliśmy sobie ten cel na następny raz 🙂
Bella Italia
Nasza trasa ulegała podczas jazdy modyfikacjom, nie wiedzieliśmy o wielu rewelacyjnie poprowadzonych ścieżkach rowerowych czy ciekawych przesmykach. Warto zjeżdżać z ustalonych tras, nawet pojechać dłużej, dla widoków i małych mieścin. Ilość asfaltowych dróżek dla rowerów była zaskakująca, a nawet jak trafiał się teren – to bez przeszkód – czyli przyzwyczailiśmy się do dopieszczania na trasie. Ale i tak przemierzając Chorwację dostaliśmy w tyłki, więc tym bardziej doceniamy!
Jechaliśmy również wzdłuż przepięknego jeziora Garda. Zajęło nam to cały dzień, ale każdy postój to relaks nad wodą. Jedyny minus to oczywista ogromna liczba turystów i samochodów. Nie było mimo tego tragedii na drodze, mieliśmy miejsce i nie tworzyliśmy korków. Trasa szybka, ale bezpieczna. Mijaliśmy wielu szosowców i innych podróżników. Dobra, widok mówi sam za siebie:
Pytanie wielu osób, czy jedliśmy pizzę? Taką prawilną pizzę… Oczywiście! Jak można być we Włoszech i nie spróbować?! Pizze, które jedliśmy były rewelacyjne!
Opuszczenie Włoch z postanowieniem powrotu…
Wróciliśmy na dwa dni do Słowenii, by w końcu dotrzeć do Chorwacji i podążać wzdłuż wybrzeża, aż do Splitu.