Dzień 3 –Modlnica – Ojców – Pieskowa Skała – Kraków
Trasa na dzisiejszy dzień.
58 km – w górę 1039m – w dół 1155m
Kwintesencja wyjazdu. Ojców i Ojcowski Park Narodowy.
Na początek mały podjazd, aby po chwili udać się w dolinę gdzie płynie rzeka Prądnik. Ponad kilometrowy zjazd o różnicy terenu 100 m i kilka zakrętów podniósł nam poziom adrenaliny na POZIOM HAPPY. Jednak nie może być pięknie. Niezdecydowanie kierowcy pojazdu (marki, a nawet koloru już nie pamiętam), który niby chciał skręcić, a może nie chciał, zmusił do ostrego hamowania, a w głowie tylko jedna myśl – będzie szlifowanko! Tarcza się trochę przypaliła i obyło się bez szlifu.
Jechać, nie jechać…Brama KrakowskaZamek w Pieskowej SkaleMaczuga HerkulesaZamek w Ojcowie
Pstrąg Ojcowski – świetne miejsce na posiłek. „Koteł” postanowił wygrzewać się po grillem, oczekując na chwilę możliwości spróbowania tych wspaniałych ryb.
Ostatnie „Gniazdo” tej wyprawy, czyli Wawel. Z Ojcowa do Krakowa jest z górki, więc jazda szybka i dosyć miła.
Podsumowanie Robertowe:
Jura bura pękła dziura. Rano jak to rano – przemyślenia, śniadanie i w Ojcowski Park Narodowy uderzanie. Miało być pięknie i spokojnie… Najpierw nieco kropi, więc plandeka na garb i samowystarczalna sauna jednoosobowa została w tym sezonie otwarta. Już po starcie chwilę zjazd taki, że leciałem na zaciągniętych hamulca czując smród palonych klocków, strasznie mi zarzucało na ostrych zakrętach i osiągnąłem 60km/h.
A potem urokliwe miejsca Ojcowskie… Ojcowizna fajna jest, choć nieco padało, wiatr znów wiał w twarz itp. Dróżki ciekawe, a w pewnym momencie wąż za bardzo do serca wziął sobie hasło, że ktoś na rowerze złapał „snejka”. Na szczęście podczas tej wycieczki nie ucierpiały żadne zwierzęta poza zjedzonymi ojcowskimi pstrągami.
A i znów Janusze dali o sobie znać (przypominam najpierw kretyńską konstrukcję w pociągu, jako uchwyt rowerowy, potem czerwony kran z zimną wodą). Otóż poprowadzono szlak rowerowy jakimś rowem…Potem zabójcze dwa mega podjazdy. Dla mnie podejścia niczym na Rysy, na szczęście trakt do zamku niedaleko, a fragment do Maczugi Herkulesa już całkiem przyjemny. Standardowo kosmiczna kolejka po bilet by ruszyć na zamek, demotywator i jazda dalej. Mały plus w Ojcowie to wędzarnia pstrągów, później tylko kasza w Krakowie na starówce.
Trzy dni walki, widoków, podjazdów dla hardcorów i zjazdów dla szaleńców, pięknych leśnych stref, fajnych ruin, bólu tyłka, ognia w udach i kamieni w łydkach, zacnego towarzystwa, braku napinki co do tempa i rodzimych izotoników.
Jak coś to bardzo polecam! Aby taka wyprawa zrobiła dała niezły wycisk, a skoro ja dałem radę, to każdy lżejszy na pewno da 🙂
Szlak Orlich Gniazd powinien przejechać każdy, kto lubuje się w przyrodzie, skałach oraz Zamkach i nie tylko. Jura Krakowsko- Częstochowska kryje jeszcze wiele miejsc do zwiedzenia. Osobiście szczerze polecam! Na pewno tam nie raz wrócę!