Duńska wyspa Bornholm jest bardzo popularnym miejscem do uprawiania turystyki rowerowej. Od granicy z Polską dzieli nas zaledwie czterogodzinna podróż promem. Do tego można dodać rozbudowaną infrastrukturę rowerową oraz zaplecze noclegowe – można tam ruszać praktycznie ‚w ciemno’. Urokliwe zabytki, wiatraki i obecność morza tworzą niesamowity klimat. To wszystko za sobą ma Konrad, którego wakacyjną przygodę z Bornholmem można przeczytać w tej relacji.
Wyruszyliśmy zdobyć Bornholm 17 sierpnia. Nasza sześcioosobowa drużyna spotkała się rano w Warszawie na dworcu PKP. Podróż pociągiem przebiegła dosyć gładko i po dobrych kilku godzinach dojechaliśmy bezpośrednio do Kołobrzegu. Mieliśmy już następnego dnia (18.08) o 7:00 wypłynąć oraz podbijać Bornholm! Niestety nie nastąpiło to z powodu sztormu. Nasz rejs katamaranem ‘’Jantar” został odwołany i tego dnia nie wypłynęliśmy. Dobrze, że bilety nie straciły ważności (330 zł w obie strony). Kolejnego dnia (19.08) wypłynęliśmy o 7:00. Nasze szczęście jednak nie potrwało długo, gdyż po godzinie trasy kapitan podjął decyzję o zawróceniu statku do Kołobrzegu. Posejdon nie był dla nas łaskawy, a na dodatek połknięta tabletka aviomarinu wcale nie pomagała.
W końcu nadszedł ten dzień (21.08). Po czterogodzinnej podróży katamaranem dotarliśmy do Nexo! Wskazane było od razu podkręcić tępo i zrezygnować z zwiedzania niektórych miejsc np. środka wyspy.
Fakty: długość linii brzegowej – 158km, liczba ludności ~ 43000, waluta – korona duńska (1korona – 0.60 gr), wiatry-zachodnie, powierzchni wyspy – 588 km2, odległość od polskich wybrzeży – 100km.
Bornholm jest zamieszkany od czasów prehistorycznych (8000 r. p.n.e.). W tym czasie Bornholm miał połączenie lądowe z terenami dzisiejszej Polski i Niemiec, od których oddzielił się między latami 6800 – 4500 p.n.e. Ludność zamieszkująca Bornholm ok. roku 4500 p.n.e. polowała na dziki, sarny i foki. W V – VI w. n.e. wyspę zamieszkiwało germańskie plemię Burgundów, natomiast później osiedlili się na niej Normanowie – wikingowie.
Na wyspie znajduje się sieć dobrze przygotowanych ścieżek rowerowych. Większość z nich pokryta jest nawierzchnią asfaltową, ale zdarza się szuter. Jedną trzecią tras rowerowych zbudowano w miejscach zlikwidowanych torowisk kolejki bornholmskiej. Trasy takie znajdują się w stosownej odległości od ruchu drogowego, dlatego zwiedzanie Bornholmu na rowerze jest bezpieczne i przyjemne dla całych rodzin.
Całość jest dobrze oznakowana za pomocą zielonych tablic, które ustawione są na skrzyżowaniach i innych wybranych miejscach tras rowerowych.
Dzień 1 – Nexø – Balka – Snogebæk – Dueodde – Aakirkeby
Po przypłynięciu do portu od razu wyruszamy na Balkę. Jest ona słynna z płytkiego kąpieliska – idealnego do windsurfingu z powodu mocnych wiatrów. Piaskiem z tej plaży wypełniano kiedyś klepsydry, więc z tego powodu zatrzymaliśmy się tam na dłużej zamoczyć stopy.
Dueodde powitało nas 47-metrową latarnią morską oraz ruchomymi wydmami. Latarnia pochodzi z 1962 roku i jest najwyższą i najnowocześniejszą latarnią morską w Danii. Niestety wejście na latarnie było zamknięte. Mogliśmy sobie tylko wyobrazić jak wygląda wyspa z takiej wysokości.
W Aakirkaby widzimy przejazdem największy bornholmski kościół Aa Kirke, który jest prawdopodobnie najstarszą świątynią Bornholmu. Został zbudowany już w XII wieku i przez kilka stuleci pełnił rolę centrum dominacji kościoła na wyspie.
Nocleg w pobliskim campingu był dość drogi z powodu naliczania opłaty klimatycznej. W sumie za spędzoną noc wyszło ok. 50 zł + płatne prysznice.
Dzień 2 – Aakirkeby – Nylars – Rønne – Hasle – Jons Kapel – Vang – Hammershus – Allinge
Ruszamy dalej i pierwszym zwiedzonym obiektem był okrągły kościół Nylars Kirke, który został wzniesiony w połowie XII wieku. We wnętrzu jedną z ciekawszych rzeczy jest górna część centralnej kolumny – zdobiona freskami z XIII w. przedstawiającymi sceny z Księgi Rodzaju.
Po morderczej jeździe pod górę i wiatr znaleźliśmy się w stolicy Bornholmu – Rønne. Stolica charakteryzuje się małymi kolorowymi domami zbudowanymi z muru pruskiego. Uroku okolicznym ulicom dodają malwy rosnące pod oknami domków. Warto tutaj zobaczyć najmniejszy oraz najstarszy dom w Ronne. Uliczki nie sprzyjają rowerom szosowym z powodu występujących ‘kocich łbów’, jednak nawierzchnia ta nadaje pewien bajkowy klimat.
Dalsza część podróży przebiegła wzdłuż zachodniego wybrzeża. Widoczne cały czas kamieniste wybrzeże i szum fal robiły niesamowite wrażenie. Trasa była bardzo urozmaicona co potwierdzają to trójkątne znaki ostrzegawcze ostrzegające o 20% nachyleniu drogi.
Najciekawszy podjazd całej trasy był na Jons Kapel. Jons Kapel jest to interesująca i piękna formacja klifów na zachodnim brzegu. Stara przypowieść powiada, że kiedyś żył tu mnich Jon, który schrystianizował marynarzy i Bornholm. Ciężko było w tym miejscu podejść, a co dopiero podjechać z obładowanymi sakwami. Według mnie miał miejscami znacznie większe nachylenie niż zakładane 20%. Po morderczym podjeździe jesteśmy coraz bliżej Allinge. Po godzinie 21 dojechaliśmy z grubsza do celu i zaczęliśmy szukać Primitive Nature Camp sites. Niestety te tanie pola namiotowe na mapach są bardzo kiepsko oznakowane. Co ciekawe, policjant który mówił po polsku – ze swoim smartfonem też nam nie pomógł. Dopiero po godzinie krążenia pewna mieszkanka zaprowadziła nas w to miejsce. To był najcięższy dzień gdyż w nogach mieliśmy już około 80 km.