Dzień 19

109km / 7.05h / 15.38 kmh VAVG / 68.04 VMAX

Dzień ostatniego kolosa – Col de la Bonette (2715 m n.p.m.), którym kończę alpejską przygodę. Ostatni, wcale nie oznacza gorszy, gdyż moim zdaniem była to jedna z najciekawszych przełęczy.

13 hiszpania 117 13 hiszpania 116

Dzień rozpoczyna się pochmurnie. Od samego rana jadę w mniejszej i większej mżawce. Szybko rzednie mi mina, gdy dowiaduje się, iż przede mną jeszcze jedna wcale nie mała przełęcz. Do tego zaczyna padać ulewny deszcz. Niestety nie mam gdzie się schować, a stanie skulonym pod ponchem na wąskim poboczu nie jest zbyt bezpieczne. Postanawiam wręcz złapać stopa. Z rowerem i pięcioma sakwami nie jest to wcale łatwa sztuka. Daje sobie piętnaście minut, po których w razie niepowodzenia jadę nawet w największej burzy. Przejeżdża sporo aut, jednak żadne z nich się nie zatrzymuje. Gdy postanawiam ruszyć, podjeżdża do mnie młoda para Szkotów którzy parę minut wcześniej mnie minęli i widzieli jak łapię stopa. Zawrócili uznając, iż jeśli oni mi nie pomogą to nikt inny tego nie zrobi.
13 hiszpania 123

Wszystko z pozoru wyglądało pięknie, jednak wysokiej klasy SUV okazał się być zapchany po brzegi rzeczami. Zmuszony byłem ściągnąć wszystkie sakwy, przednie koło i ostatecznie jedną z sakw trzymałem na kolanach. Szkoci okazali się parą podróżników, którzy odwiedzi wiele poza europejskich krajów m. in. Chile, Kolumbię czy Indie. Pogoda robi się coraz gorsza, a ja cieszę się, że udało mi się ominąć jazdę w takich warunkach. Jest to mój pierwszy raz kiedy jadę autem po alpejskich przełęczach. Całkowicie inne uczucie.

Szkoci podrzucają mnie tuż przed rozpoczęciem podjazdu do przełęczy, do którego zostało mi kilkadziesiąt kilometrów w górę. Sam podjazd nie robi na mnie wrażenia. Nie dziwi mnie niska 8C temperatura na szczycie. Bardzo szybki zjazd powoduje, iż muszę zatrzymywać się, aby nie spalić klocków hamulcowych.

13 hiszpania 121 13 hiszpania 120

Na szczycie spotykam starszą kobietę, która gdy tylko zauważa polską flagę krzyczy – Jeszcze Polska nie zginyla! Nie zginyla, nie zginyla wszak z niej przyjechałem 🙂 Tak naprawdę od teraz rozpoczęła się najdłuższa w moim życiu tendencja spadkowa, niwelująca wysokość prawie do poziomu morza na dystansie 100 km. Nocleg rozbijam przed 22 i przygotowuje się na kolejne płaskie, ale nie mniej wymagające dni.

Dzień 20

201km / 9.15h / 21.72 kmh VAVG / 55.56 VMAX

Szybko zbieram biwak i kilka minut po 8 jestem na trasie. Tego dnia zdobywam jeszcze 3 małe przełęcze, praktycznie niezauważalne jadąc.

13 hiszpania 124

Rano szybko trafiam do miast widm, niegdyś zamieszkałych, ale obecnie całkowicie opuszczonych. Ciekawym zjawiskiem było usypianie za kierownicą z racji ciągłego zjazdu. Poza dosłownie kilkoma krótkimi fragmentami powoli i jednostajnie zjeżdżałem ponad 1h 40’ przejeżdżając łącznie prawie 50 km.

13 hiszpania 126

Pomimo dużej ilości kilometrów dzień minął bardzo szybko. Udało mi się trochę odpocząć (co może się wydawać dziwne) oraz nabrać zapas sił na kolejne dni. Jedyne co stało się mocno zauważalne to upał, który od razu od wyjechania z gór lał się bezlitośnie z nieba. Ciągłe 35C nie dawało wytchnienia.

Wieczorem namiot rozbijam w polu w oddali słysząc odgłosy kóz, osłów, świerszczy, a nawet płynącego nieopodal strumyka.

Dzień 21

209km / 9.41h / 21.56 kmh VAVG / 56.70 VMAX

Jazda wzdłuż wybrzeża rozpoczęła się na dobre. Niestety droga nie jest tak płaska jak mogłoby się wydawać. Krótkie, po 2-5 km podjazdy w mocnych upale mocno dają w kość. Jestem zły na taki obrót spraw, gdyż chciałem zrobić tego dnia sporo więcej kilometrów, jadąc do granic możliwości.

13 hiszpania 133 13 hiszpania 135

Ponadto wybrany przeze mnie wariant okazuje się nie najlepszy, głownie ze względu na fatalny stan asfaltu oraz jeszcze gorsze oznaczenie. Po jednej z przerw na dużą porcje lodów, zaczyna mnie podczas jazdy mdlić. Nie wróży to nic dobrego, ale za wszelką cenę nie pozwalam na rozwój tego. Choroba w końcowym etapie byłaby katastrofą.

13 hiszpania 127 13 hiszpania 128

Tego dnia spotykam kilka osób jadących w stylu bikepackingowym, co wcześniej mi się w całych Alpach nie zdarzyło ani razu. Spotykam również Rosjanina, którzy bardzo wolnych tempem podróżuje bez większego celu już 3 miesiące. Wyśmiewa moje podróżowanie z mapą na rzecz swojego GPS’a. Mina Rosjanina szybko się zmienia, gdy razem lądujemy pośrodku niczego, a jego GPS nie łapie zasięgu.

13 hiszpania 130

Przejeżdżam przez kilka pomniejszych miejscowości turystyczno-portowych, które skutecznie studzą moje zapędy na większy dystans oraz powodują, iż przy pierwszej dogodnej okazji rozbijam namiot i idę spać (coś około północy).

Dzień 22

188km / 8.47h / 21.37kmh VAVG / 61.65 VMAX

Ostatni jak się okazało dzień, w którym zrobiłem kilometrów ponad normę. Plan miałem na 250 km tego dnia. Droga do Agde szła mi bardzo dobrze, schody zaczęły się tuż za nim. Jedyną drogą wyjazdową była droga ekspresowa z zakazem dla rowerów. Poszedłem więc po poradę do lokalnych mieszkańców którzy z uporem maniaka prowadzili mnie właśnie na tę drogę. Okazało się jednak, iż nie była taka straszna jak mogłaby się wydawać. Zakaz dla rowerów dosyć szybko się skończył, mały ruch, nikt nie trąbił więc odetchnąłem z ulgą. Niestety straciłem na tej decyzji bardzo dużo czasu, przez co wiedziałem, że będzie trudno pokonać założony dystans.

13 hiszpania 139

Podczas jednej z przerw obok mnie przejeżdża dwóch sakwiarzy. Wołam ich, aby zapytać o dalszą drogę. Okazuje się, iż ta dwójka Hiszpanów jedzie z polskich Katowic, skąd dolecieli samolotem. Dlaczego akurat Polska i Katowice? Odpowiedź bez ogródek – najtańszy bilet. Duże wrażenie wywarł na nich Oświęcim, długo o nim rozmawialiśmy. Dioni miał 36 lat i bez problemowo mówił po angielsku, Rafa miał 44 lata i w ogóle nie mówił po angielsku.

Wspólnie z moimi nowymi kompaniami ruszyliśmy dalej w trasę. Tempo od razu podskoczyło, zaczęła się jazda na zmiany. Po kilkunastu pierwszych kilometrach wspólnego sprawdzania się, zatrzymujemy się na krótką przerwę w celu ustalenia dalszych szczegółów, a przede wszystkim noclegu. Okazuje się, że Hiszpanie śpią głównie w hostelach, a w przypadku ich braku pod gołym niebem. Posiadają namiot, który dostali od znajomych jednak nie potrafią go rozłożyć. Dochodzimy do wspólnego ustalenia – jeśli znajdzie się hostel w nim śpimy, jeśli nie to śpimy pod gwiazdami.

Po drodze udało się znaleźć dwa hostele, jednak w żadnym nie można było płacić kartą, co mocno pokrzyżowało plany chłopakom. W tej sytuacji pozostała moja propozycja- spanie na dziko. Rozbijamy namiotu na opuszczonej stacji benzynowej. Tak, namioty. Nie mogłem sobie odmówić próby rozbicia namiotu Hiszpanów.

13 hiszpania 140

Dioni i Rafa gdy śpią na dziko na kolacje przeważnie jadają to co mają aktualnie w sakwie. Tego wieczoru szef kuchni w sakwach znalazł: starą bułkę, kawałek hiszpańskiej kiełbasy, chipsy i żelki. Ja tradycyjnie zrobiłem sobie kus kusa z żurkiem. Długo rozmawialiśmy o naszych krajach. Okazało się, że mamy wspólne zainteresowania i te same poglądy na temat wielu spraw. To był dobry dzień.

Dzień 23

158 km / 7.47h / 20.28 kmh VAVG / 55.56 VMAX

Nadszedł dzień rozstania z Dionim i Rafa. Rano wspólnie ruszamy jadąc wybrzeżem. Teren mocno falował zabierając nas raz po raz kilkaset metrów wzwyż, aby chwilę później obniżyć się do poziomu morza. Niepozornie wyglądające górki dają nam mocno w końcu palonym na słońcu ciałom. Zarówno po mnie jak i po moich hiszpańskim kompanach widać, że słońce dawało przez całe naszej wyjazdy nieźle w kość.

13 hiszpania 146

Co by nie mówić, chłopaki dawali rade. Tempo nawet w okolicach 30 km/h na płaskim, dokręcanie na zjazdach oraz dynamiczne zmiany na czele podczas jazdy w grupie w połączeniu z dużym bagażem jaki mieliśmy ze sobą dawało niezły wycisk. Kilkukrotnie tego dnia debatujemy nad obraną drogą, która z racji słabego oznaczenia oraz braku odpowiednich map nieraz wprawiała nas w zakłopotanie. Ostatecznie zawsze udało nam się trafić idealnie, dzięki czemu nie nadrabialiśmy kilometrów w górę.

13 hiszpania 147

Hiszpanie pomimo, iż byli ponad dwa razy starsi ode mnie nadal tryskali energią oraz poczuciem humoru. Do tego stopnia, iż jak się okazało, Rafa przez ponad trzy tysiące kilometrów wiózł perukę, tylko po to, aby zrobić sobie w niej zdjęcie przy granicy z własną ojczyzną. Wariat.

13 hiszpania 150 13 hiszpania 149

Pomimo świetnej wspólnej jazdy rozstajemy się w Figueres, gdzie moi kompani kończą dzień, ja natomiast kontynuuje jazdę, dokręcają jeszcze kilkadziesiąt kilometrów tego dnia. Wymieniamy się kontaktem, a Dioni patrząc mi prosto w oczy, powtarza mi kilkakrotnie „BE CAREFUL KAMIL, BE CAREFUL!”. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Na kolacje bez zmian, tworzę kulinarny cud w postaci kus kusa z sosem i zasypiam tuż przy głównej drodze, myśląc już o Barcelonie.

Dzień 24

94km / 6.32h / 14.32 kmh VAVG / 53.42 VMAX

Wstaje o 6 rano, jem lekkie śniadanie po czym ruszam na trasę. Nie przejechałem zbyt wielu kilometrów, gdyż po około ośmiu zagaduję do stojących na parkingu polskich kierowców ciężarówek. Pytam o możliwość wyjazdu w stronę kraju, ewentualne parkingi na których najlepiej łapać, tak aby wiedzieć, gdzie kierować się po zwiedzeniu Barcy. Okazuje się, że jeden z kierowców za parę minut rusza w trasę, aż pod Lizbonę, jednak przejeżdża obok Barcelony. Co rzadko spotykane proponuje mi transport, gdyż ma akurat wolne miejsce w paleciaku- jak sama nazwa wskazuje jest to miejsce na palety.

13 hiszpania 151

Czemu nie? Pomyślałem, chwilę później pakując swój sprzęt. Po drodze dowiedziałem się o kilku ciekawych miejscach do złapania auta powrotnego. Kierowca pozostawia mnie nieopodal miasta, skąd już samotnie kieruje się do centrum.

13 hiszpania 155 13 hiszpania 154

Centrum miasta po względem rowerowym bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Liczne ścieżki rowerowe a nawet duża ilość rowerzystów, sprawiła, że kierowcy nie traktowali mnie jak intruza lecz jak jednego z wielu. Kupuję pamiątki i jadę za tłumem.

13 hiszpania 160

Miejsca najciekawsze do zobaczenia najczęściej można było rozpoznać ze względu na dużo ilość osób znajdujących się nieopodal. Błyski aparatów, pokrzykiwania itp. było oznakami większości zabytków, wystarczyło jechać przed siebie, a zawsze coś się ciekawego zauważy. Przygotowałem sobie wcześniej mapkę, na której zaznaczyłem najważniejsze miejsca, jednak skorzystałem z niej może ze dwa razy. Co przy tak dużym mieście jest pewnego rodzaju osiągnięciem.

13 hiszpania 158 13 hiszpania 166 13 hiszpania 167

Zwiedzanie odbyło się bez zarzutu, szybko przeglądam to co mnie interesuje. Szybko uświadamiam sobie, że odzwyczaiłem się od przeciskania się w dużym miastach. Wolę jednak górską ciszę i spokój. Od kierowcy dostałem informacje, aby kierować się na stację Shell która znajduje się 20 km do centrum w stronę granicy z Francją. Kręcąc się bocznymi drogami, w oddali docieram do stacji. Jednak na moje szczęście w nieszczęściu trafiam na stację w kierunku Barcy, a ta do domu znajduje się po drugiej stronie autostrady.

13 hiszpania 164

Całkowicie przypadkiem spotykam schowaną pomiędzy dwoma zaparkowanymi ciężarówkami grupkę imprezujących Polaków. Licząca sześciu Polaków i jednego przypadkowego Słowaka grupa przez kilka godzin nie mogła wyjść z podziwu, skąd ja się tutaj wziąłem. Na nic nie zdały się tłumaczenia, że wsiadłem na rower i tak po prostu po ponad trzech tygodniach dojechałem. Większość z nich pauzuje aż do poniedziałku (jest sobota) a przy tym jakby to mogło być inaczej – jedzie nie w moim kierunku.

13 hiszpania 170

Oczywiście nie mogło obyć się bez wspólnego piwa, może trzech… no na pewno więcej niż pięć nie było. Kiełbaska, kurczaczki, karkóweczka z grilla. Niebo w gębie. Z kierowcami debatowałem kilka godzin, zanim udałem się na drugą stronę. Nie pytajcie nawet jak, bo to łamie wszelkie przepisy i zdrowy rozsądek, ale niestety czasem tak trzeba postąpić. Po drugiej stronie spotykam pięciu Polaków, ponownie zdziwienie, chmielowy napój i grill. Żyć nie umierać. Wypytuję wszystkich kierowców o powrót do Polski, jednak żaden z nich nie ma tego w planach. Zazwyczaj czekają na załadunek, nie wiedząc gdzie ich los poniesie, bądź jaką w innym kierunku. Tak czy inaczej, ruszają w poniedziałek, gdyż w weekend jeżdżą auta z żywym towarem oraz chłodnie. Ładuję telefon, myje się i grubo po północy kładę się spać na pace u jednego z kierowców.

13 hiszpania 171

Rano oczywiście kontynuacja biesiadowania. Cała niedziela to odpoczynek, rozmowy z kierowcami, sprawdzanie czy ktoś nie jedzie w stronę Polski oraz oczywiście imprezka pod wieczór. Przede wszystkim interesowały mnie osoby, które kierowały się centralnie do kraju, tak aby nie martwić się o kolejne środki transportu.

Mija kolejny dzień, w poniedziałek zaczyna być większy ruch, pojawia się sporo samochodów, od soboty stoję z trzema tymi samymi kierowcami, przez co dnie wbrew pozorom mijają dosyć szybko. Wieczorem na imprezie pojawia się łącznie dziewięciu Polaków. Pojawia się też Zbyszek, który jak się okazuje, następnego dnia dostaje załadunek nieopodal i startuje do polskich Gliwic. Dodatkowo jest pewien, że ma dla mnie miejsce, ponieważ będzie przewoził dwa zwoje metalu. W ten oto sposób po 2 dniach odnajduję swojego kierowcę, który zabierze mnie w stronę domu. Sama podróż na stopa nie obyła się bez przygód, jednak sa to wydarzenia na kolejne długie strony. Łącznie po prawie trzech dniach drogi ciężarówką jestem w kraju.

Epilog

76km/ 4.25h / 17.32 kmh VAVG / 38.91 VMAX

Jak to się mówi – jestem bliżej niż dalej. Około godziny 15 dojeżdżamy do granicy polsko-niemieckiej, gdzie kierowca musi zrobić dłuższą przerwę, a mi proponuje znalezienie nowego kierowcy, który jedzie w stronę Wrocławia. Po około 15 minutach okazuje się, że kierowca znajdujący się nieopodal nas, skręca tuż przed Wrocławiem i może mnie podrzucić. Szybkie przepakowanie roweru, podziękowanie za kilka dni wspólnej jazdy i ponownie ruszam dalej. Droga mija jak w większości przypadków na rozmowie, kto jest kim, co robi, co lubi a czego nie. Dojeżdżam do Wrocławia, sprawdzam odjeżdżające pociągi oraz zabieram się za zwiedzanie miasta. Pociąg mam dosyć późno (przed 23), dodatkowo nie mogę kupić biletu ponieważ nie wiem czy konduktor zgodzi się wziąć mój rower. Turlam się bez celu, nie mając większej ochoty na szczegółowe zwiedzanie.

W pociągu na szczęście okazuje się, że nie tylko ja jestem z rowerem i bez problemu możemy się zabrać. Jacek był z Warszawy, wracał z Wrocławia gdzie kończył swój tygodniowy wypad po bliskich niemieckich okolicach. Każdy z nas po krótce opowiedział o swoich wyjeździe. Każdy z nas reprezentował inny styl jazdy, sposób biwakowania i całej rowerowej filozofii. Dosłownie zderzenie rowerowych światów. Nie licząc już tego, że Jacek pojechał do Niemiec, aby jeździć po płaskich jak stół ścieżkach rowerowych a ja liczyłem, że Alpy swoimi podjazdami nie dadzą mi wytchnienia. Rozkładamy na ziemi karimaty, zawijamy się w śpiwory, po dłuższej dyskusji i wszelakich pytaniach, rozłożeni obok swoich bagaży, mając nad głową rowery idziemy spać. Noc mija spokojnie, co w przypadku pociągów nocnych nie zawsze jest normą.

13 hiszpania 177

Dojeżdżamy do Warszawy około 7 rano. Początkowo chciałem jechać pociągiem, lecz wybrałem, że powrót będzie moją runda honorową. Ostatnie 40 km do domu pokonałem spokojnie, robiąc ostatnie zdjęcie roweru na tej wyprawie, która łącznie trwała równy miesiąc, w czasie którego przejechałem 3000 kilometrów rowerem, ponad 2500 km na stopa przez 7 krajów. Pokonałem czołowe przełęcze alpejskie, jeden liczący się na świecie rowerowy szczyt oraz kilkanaście mniej ważnych, lecz nie zawsze łatwych podjazdów.

Wniosków mógłbym wysnuć bardzo wiele. Wyjazd dał mi doświadczenie jakiego nigdy wcześniej nie zdobyłem. Dowiedziałem się na co mnie stać fizycznie i psychicznie, z czego na tego typu wyjeździe można zrezygnować, a co jest absolutnie niezbędne w górach. Wreszcie wyznaczył poprzeczkę, którą trzeba tylko podwyższać. Chętnie odpowiem na wszelkie pytania.

Miesięczna wyprawa prowadziła przez najwyższe i najtrudniejsze przełęcze Alp oraz Europy, a więc nie licząc wiele mniejszych przełęczy, powyżej 2000m n.p.m. udało mi się zdobyć: przełęcze świętego Gotharda, Pordoi, Falzarego, Madeleine czy Małą przełęcz świętego Bernarda. Natomiast na około 2500 m n.p.m. zdobyłem Passo dello Stelvio – drugą najwyższą przełęcz w Alpach, oraz przełęcze Hochtor, Furka, Galibier czy Wielką Przełęcz świętego Bernarda.

Jednakże zwieńczeniem było zdobycie:

  • Col de l’Iseran – najwyżej położonej przełęczy drogowej we Francji i całych Alp
  • Col de la Bonette – której pętla wokół szczytu prowadzi na 2802 m n.p.m. będąca najwyżej biegnąca asfaltowa drogą w Alpach i najwyższa przejazdowa asfaltowa droga w Europie
  • Malga Palazzo – najtrudniejszym podjazdem asfaltowym Europy, czołowy świata, ze średnim nachyleniem ok. 20%, maksymalnym 45%.