W długi czerwcowy weekend mińscy rowerzyści nie próżnowali! Piękna i wręcz upalna pogoda nad głowami sprzyjała w organizowaniu rowerowych wycieczek. Od samego czwartku do soboty Krzysiek wybrał się w kilkudniową wycieczkę w stronę Mazur – celem było zobaczenie jak największej ilości gotyckich zamków. Za to w niedzielę Arek z Kasią postanowili zobaczyć warownię i wyruszyli w dłuższą wycieczkę w kierunku Liwu i Węgrowa. Po drodze nie zabrakło zwiedzania wielu ciekawych zabytków. Zapraszamy do przeczytania podsumowania weekendu!
Liw i Węgrów z historią w tle
W sobotę 6 czerwca Arkadiusz i Kasia kilkanaście minut po godzinie 10 udali się na rowerową wędrówkę z historią w kierunku Liwu i Węgrowa. Relacjonuje Arek.
Tradycyjnie już startując z ulicy Sosnkowskiego wyruszyliśmy poprzez Stankowiznę i Gliniak, skąd przez Anielinę, Targówkę, a następnie bocznymi drogami przez Jakubów, Szczytnik, Rządzę, Wyględówek w stronę naszego celu. Tuż za Wyględówkiem, przekroczyliśmy granicę powiatu węgrowskiego, kierując się do gminnej wsi Wierzbno, gdzie na chwilę zatrzymaliśmy się przy kościele parafialnym św. Piotra i Pawła.
Ta mała miejscowość ku naszemu zdziwieniu, historycznie związana z Mińskiem za sprawą Stanisława Mińskiego. Stąd właśnie pochodziła matka Stanisława – Dorota z Goryńskich, żona Kacpra Mińskiego, wojskiego warszawskiego. Pani Dorota wraz synem 18 listopada 1583 roku założyła parafię św. Piotra i Pawła.
Po krótkiej przerwie ruszyliśmy w kierunku Zamku Książąt Mazowieckim w Liwie odległego o 20 km. Jadąc dobrymi asfaltowymi drogami, przez malownicze wsie, dotarliśmy do drogi krajowej nr 697. Szczególnie w pamięć zapadła nam piękna wysadzana topolami drogą przez Soboń, Wyczółki i Krypy. Skręcając w lewo na północ, po 5 km byliśmy już u pierwszego naszego celu, tj. zamku w Liwie.
Malownicza, z piękną architekturą drewnianą wieś, (kiedyś byłe miasteczko jest obecnie gminą z siedzibą w Węgrowie) leży nad rzeką Liwiec, kiedyś będącą granica pomiędzy Mazowszem a Litwą. Po unii lubelskiej z 1569 r część ta, jako Podlasie została przyłączona do Korony.
W częściowo zrekonstruowanym zamku mieści się zbrojownia z ciekawą kolekcją broni, zaś teren wokół często wykorzystywany do licznych imprez m.in. bardzo popularnych turniejów rycerskich. Za ogrodzeniem płynie leniwo silnie meandrujący Liwiec, na którym można dostrzec licznych zwolenników turystki kajakowej.
Co ciekawe szlak kajakowy jest bardzo dobrze oznakowany, co przyciąga wielu- widocznych również przez nas – kajakarzy. Po posileniu się nad Liwcem pojechaliśmy, około 5 km dobrze oznakowaną ścieżką rowerową do Węgrowa. Małego, lecz powiatowego miasta z bardzo interesująca historią. W mieście tym, znajdują się liczne zabytki, m.in.: Bazylika pw. Wniebowzięcia NMP, cmentarz ewangelicki z zabytkowym XVII w kościołem, Kościół Ewangelicki z XIX w wraz plebanią z XVIII wieku będącą obecnie Ewangelickim Domem Opieki „Sarepta” oraz Dom Gdański.
Miłym akcentem była rozmowa z proboszczem parafii ewangelickiej ks. Bogdanem Warzeczko, który chętnie dzielił się historią swojej okolicy. Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy w drogę powrotną poprze Jarnice, Wyszków nad Liwcem, Podsusze, Grębków, Żarnówkę, Stary Dwór, Wąsy, Falbogi, Wity Kałuszyn. Następnie drogą przez Kazimierzów, Przetokę, Aleksandrów, Moczydła Jakubów, skąd drogą serwisowa do Mińska.
Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi zakończyliśmy wycieczkę o 19.30. Przejechaliśmy tego dnia 125 km z średnią prędkością 19 km/h. Widzieliśmy piękne krajobrazy, pokonywaliśmy liczne wzniesienia. W naszej pamięci zostały także piękne i oryginalne kapliczki. Szczególną uwagę zwróciliśmy na kapliczka św. Jana Nepomucena przy moście opodal Wyszkowa, gdzie Kasia spotkała swoją koleżankę 🙂 Świetna pogoda i piękne widoki tego dnia dopisywały nam od początku do końca.
Niewątpliwie był to bardzo udany dzień.
Tropem zamków gotyckich
W tym roku długi czerwcowy weekend postanowiłem spędzić aktywnie tj. rowerowo 🙂 Wybór padł na niedaleko od nas znajdujące się Warmię i Mazury. Celem podróży stały się tym razem nie tyle charakterystyczne dla tego terenu jeziora, co gotyckie zamki, których tutaj naprawdę okazało się być sporo. Obrana przeze mnie trasa wiodła w dużej swej części oznakowanym szlakiem zamków gotyckich, ale nie tylko.
Na dwudniową wycieczkę zabrałem minimum niezbędnych rzeczy i oczywiście niewielki namiot. Wszystko bardzo sprytnie pomieściło się w nowej sakwie pasującej do m.in. rowerów szosowych, która przeszła pomyślnie swój pierwszy test. Wycieczkę rozpocząłem tuż przed południem ze znanych i popularnych Mikołajek nad jeziorem Śniardwy. Przy rewelacyjnej, bezchmurnej pogodzie, która towarzyszyła mi przez cały wyjazd, dotarłem do miejscowości Ryn z pierwszym krzyżackim zamkiem gotyckim na trasie, a następnie do miejscowości Kętrzyn, gdzie również zwiedziłem zamek i ratusz.
Z Kętrzyna skierowałem się w kierunku Świętej Lipki, gdzie znajduje się Sanktuarium Maryjne. Sanktuarium to odwiedzało w tym czasie wiele osób. W obiekcie tym można podziwiać oprócz samej architektury, dużo rzeźb i liczne malowidła.
W niedużej odległości od Świętej Lipki znajduje się zamek w miejscowości Reszel, którego nie mogłem pominąć. W samej miejscowości zatrzymuję się na krótko, wstępując jedynie do sklepu na starym rynku, by uzupełnić zapas wody.
Przygotowany do dalszej drogi udaję się do Lidzbarka Warmińskiego. Trasa na tym odcinku zaczyna pięknie falować i z większych podjazdów rozpościerają się ładne widoki na mazursko-warmiński krajobraz.
W Lidzbarku Warmiński odwiedzam zamek biskupów warmińskich otoczony wodą, w którego części funkcjonuje hotel i restauracja, zaś najstarsza część udostępniona została zwiedzającym.
Po zwiedzeniu starówki i obiedzie wyruszyłem w kierunku głównego celu podróży – Zamku Krzyżackiego w Malborku. Do Malborka kierowałem się drogami mniej uczęszczanymi, jadąc przez nieznane mi wcześniej miejscowości, takie jak Orneta, Pasłęk czy Dzierzgoń. Droga w większości była o dobrej nawierzchni. O nielicznych jej fragmentach nie chcę wspominać… Do celu dojechałem około 22:30 dzięki czemu zdążyłem się jeszcze posilić w popularnej restauracji fast-food. Ciepła i sucha pogoda pozwoliła na komfortowe rozbicie się na campingu usytuowanym praktycznie pod samym zamkiem i spokojny sen w nocy.
Drugi dzień, od razu po spakowaniu się z samego rana, rozpocząłem od udania się pod zamek krzyżacki, który jest jednym z największych i najbardziej efektownych z zamków krzyżackich w Polsce, obok tego we Fromborku.
Z Malborka wyruszyłem dalej na zachód kierując się do równie pięknego zamku w Gniewie. Po drodze przekroczyłem Wisłę pod Tczewem i trafiłem na fragment drogi krajowej wykonany w całości z tzw. kocich łbów – ciekawa rzecz, szczególnie gdy się jedzie rowerem szosowym 🙂
Zamek w Gniewie był jednym z najpotężniejszych zamków krzyżackich po lewej stronie Wisły. Jego skala robi i dzisiaj wielkie wrażenie. Znajduje się on w dość niewielkiej miejscowości usytuowanej nad Wisłą, wśród wąskich uliczek starego miasta, praktycznie otoczony dziś przez zabudowę.
Z Gniewu pojechałem w kierunku Kwidzynia – miasta również z zamkiem. Po drodze mijałem szereg elektrowni wiatrowych. Muszę przyznać, że wiatr był w tym miejscu dość dokuczliwy.
Drugi raz w tym dniu przejeżdżałem przez Wisłę, jednak tym razem jadąc pięknym mostem wiszącym z charakterystycznymi czerwonymi linami.
W miejscowości Kwidzyń zatrzymałem się na chwilę, odpoczywając w przyjemnie chłodnych murach zamku. Z zamku umieszczonego na lekkim wzgórzu na prawym brzegu Wisły rozpościerał się widok na dolinę Wisły i most którym przed momentem jechałem. Miasto Kwidzyń jest niewielką miejscowością jednak z liczną starą zabudową, którą warto zobaczyć.
Z Kwidzynia rozpocząłem powrót do punktu startu – Mikołajek, odwiedzając po drodze m.in. Prabuty. W Prabutach moje zainteresowanie wzbudziła dość oryginalna fontanna usytuowana w centralnej części tej niewielkiej miejscowości. Cóż, trzeba było się zatrzymać…
Dalej moja trasa wiodła przez Iławę, Ostródę i Olsztyn. W tym dniu wycieczki w południe robiło się naprawdę gorąco, wręcz upalnie. Podróż przerywałem co około 20km na krótkie postoje na lody i coś chłodnego do picia, wskutek czego powrót rozciągnął się trochę w czasie. Dzięki pomocy przyjaciół, którzy zapewnili mi wsparcie – najpierw techniczne, a później też i logistyczne, szczęśliwie dotarłem do Mińska już na 4-ech kołach, za co im bardzo jeszcze raz dziękuję 🙂