Trasa nr 2 „Najlepszy bieszczadzki singletrack”
55 km, ok. 6-7h w zależności od umiejętności oraz czasu przeznaczonego na oglądanie widoków od których nie można oderwać oczu – Cisna – Roztoki Górne – Przełęcz nad Roztokami – Okrąglik (1101m n.p.m) – Płasza (1163m) – Dziurkowiec (1188m) – Riaba Skała(1199m) – Jawornik (1047m) – Wetlina – Przysłup – Cisna.
Kolejnego dnia ruszyłem do Cisnej (samochodem) by stamtąd przejechać „Najlepszy bieszczadzki singletrack” – bo właśnie tak magazyn Bikeboard określa tą trasę. Jak pokazuje poniższe zdjęcie – określenie to jest jak najbardziej uzasadnione!
Trasa jest naprawdę wymagająca, pokonuje się na niej wiele stromych podjazdów i zjazdów w trudnym terenie – dlatego należy się przyłożyć do odpowiedniej techniki jazdy MTB. Gdyby ktoś się tam wybierał – na podjazdach absolutnie nie zsiadamy z siodełka (w przeciwnym razie tylne koło natychmiast zaczyna buksować) i jednocześnie pochylamy się nad kierownicą by „dociążyć” przednie koło, natomiast na zjazdach – również zsiadamy z siodełka i staramy się pochylić pośladkami nad tylnym kołem. Jeśli czujemy że nie dajemy rady – po prostu schodzimy z roweru i go prowadzimy. Na szczęście w Cisnej pogoda była o niebo lepsza niż dzień wcześniej w okolicach Stuposian – słońce świeciło przez cały dzień przy niemal bezchmurnym niebie. Z samego rana ruszam więc do Roztok Górnych i następnie do Przełęczy nad Roztokami. Prowadzi tam bardzo przyjemny asfalt jednak cały czas jest pod górę.Gdy dojeżdżam do Przełęczy nad Roztokami – okazuje się że kiedyś znajdowało się tam przejście graniczne dla małego ruchu turystycznego (ale nie dla samochodów). Teraz pozostał tylko słupek graniczny. Zaczyna się tam również Słowacki Park Narodowy „Połoniny” i przebiegają tam transgraniczne szlaki górskie – niebieski i czerwony. Jednak najważniejsze jest to, iż spotykam tam odpoczywających dwóch górskich kolarzy – jak się okazuje bardzo sympatycznych Słowaków, którzy w dodatku wybierają się na ten sam singletrack co ja!Nietrudno się domyśleć, że po krótkim zapoznaniu się i porównaniu rowerowego sprzętu, ruszamy razem na połoniny. Dogadujemy się … mhyy… po angielsku, polsku, słowacku i trochę po rosyjsku – ale najważniejsze, że każdy wszystko rozumie. Jeszcze krótki widok na słowackie Bieszczady które są jeszcze bardziej odludne niż ich Polska część i jazda! Gwóźdź programu przed nami!Zaczyna się od stromego i wyczerpującego podjazdu, na którym w kilku miejscach jesteśmy zmuszeni przenieść rowery. Po kilku chwilach wyjeżdżamy na małą połoninę z charakterystycznym ściętym drzewem z której rozpościera się pierwszy naprawdę zapierający dech widok na słowacką część.
Po zrobieniu kilku zdjęć jedziemy dalej i docieramy na pierwszy szczyt – Okrąglik – z którego mamy również piękny widok na Słowację i na którym spotykamy dwóch odpoczywających turystów pieszych – też Słowaków, z którymi zamieniamy kilka zdań – koledzy kolarze oczywiście w języku ojczystym, a ja wiadomo – polski, angielski, rosyjski… ale gada się w bardzo przyjaznej atmosferze 🙂
Zaraz ruszamy dalej na kolejny szczyt – Płaszę. Ścieżka wiedzie na przemian leśnymi ścieżkami i małymi połoninami podjazdy na których naprawdę dają w kość. Jesteśmy zmuszeni do dwóch postojów – jednym w lesie a drugim na połoninie przy betonowym granicznym słupku, które są tutaj na całym szlaku co kilkadziesiąt lub kilkaset metrów – w końcu przecież jesteśmy na szlaku transgranicznym. Niemniej jednak widoki z połonin nadal wywierają na nas ogromne wrażenie.Po kilkunastu minutach docieramy na Płaszę z której rozpościerają najpiękniejsze widoki zarówno na stronę Polską jak i Słowacką. Na jednym ze zdjęć bardzo dobrze widoczne są połoniny w Bieszczadzkim Parku Narodowym: Caryńską oraz Wetlińską. Na Płaszy spędzamy dobre pół godziny nie mogąc napatrzeć się na tak piękne widoki. Ale gdy widzimy ścieżkę prowadzącą na Dziurkowiec, która biegnie połoninami na najwyższym w okolicy paśmie górskim, decydujemy się na dalszą naprawdę niezapomnianą (!) jazdę. Wrażenia ciężko mi opisać słowami – bo gdzie mamy inne tak wysoko leżące, nie zalesione singletracki, z których mamy widok na wszystkie pasma górskie dookoła?
Mimo że ścieżka jest momentami wymagająca, oszołomieni jazdą pośród takich widokami nawet nie wiemy kiedy docieramy na Dziurkowiec, z którego rozpościera się piękny widok na Słowacką wieś Runina, o której Słowacy z pewnością mogą powiedzieć, że leży na końcu świata – do najbliższej cywilizacji jest stamtąd naprawdę daleko – do najbliższej niewielkiej miejscowości jest ponad 30 kilometrów.
Z Dziurkowca chłopaki decydują się zjechać do wsi Runina – zachęceni byli bardzo ostrym i długim zjazdem w dół. Ja uznałem że gdybym zjechał z nimi – wiązałoby się to potem z katorżniczym podjazdem lub podejściem, a nie wiedziałem co mnie dalej spotka na szlaku. Pożegnaliśmy się więc i dalej sam ruszyłem na Riabą Skałę. Na zjeździe do Runiny musiałoby być super skoro jadąc dalej słyszałem niosące się górskim echem okrzyki radości podczas zjazdu. Gdy dojeżdżam na Riabą Skałę, okazuje się, iż szczyt ten jest w dużej części zarośnięty i mimo że jest on najwyższym z tych zdobytych wcześniej – po wcześniejszych wrażeniach widok z niego nie jest już tak atrakcyjny.
Zjeżdżam więc z Rabiej Skały żółtym szlakiem w kierunku Jawornika i Wetliny. Zjeżdża się bardzo przyjemnie – głównie lasem ale zdarzają się małe polanki w bardzo atrakcyjnymi widokami na polską stronę.Leśna ścieżka była miejscami podmokła, ale bez problemu można było przejechać, jednak na jednym ze zjazdów wjechałem o ogromne błoto które wcale takim się nie wydawało. Jechałem szybko i myślałem że uda mi się przejechać to „z rozpędu” ale w pewnym momencie rower zaczął się zapadać jak na ruchomych piaskach. Aż się przestraszyłem, że mnie tam normalnie wciągnie!
Na szczęście dalej już takich niespodzianek nie było i do Wetliny prowadziła bardzo przyjemna ścieżka bez korzeni drzew. Na przystanku w Wetlinie zatrzymuje się na odpoczynek i mały posiłek po pełnym wrażeń zjeździe.
Z Wetliny jadę już w kierunku Cisnej asfaltem, ale nie dojeżdżam tam bezpośredni. W miejscowości Przysłup skręcam w lewo, by przejechać się bardzo przyjemną i dobrze utwardzoną stokówką prawie do samej Cisnej. Na samym początku po skręcie w Przysłupi muszę się zmierzyć z bardzo wymagającym i długim podjazdem, ale potem przez 6 km prawie cały czas jest „z górki”.Stokówką tą można dojechać prosto do Cisnej. Ja jednak po około 5 kilometrach (gdy mamy już tylko 1 km do Cisnej prostą drogą), po tak emocjonującym dniu skręcam jeszcze w prawo w leśną ścieżkę zgodnie z oznaczeniami czerwonego szlaku turystycznego, który miejscami jest strumykiem prowadzącym do rzeki Solinki.Na sam koniec czeka mnie przeprawa przez jeszcze inny potok – oczywiście w siodle co uznaję za dobry koniec tej świetnej pętli!Wyczerpany i głodny idę do baru „Siekierezada”, który jest bardzo popularną knajpą i miejscem kultowym w całych Bieszczadach. Można się tam naprawdę dobrze najeść (za rozsądną cenę) po dniu spędzonym na szlaku, jednak najbardziej zachęca niepowtarzalna atmosfera i wystrój tego miejsca, a także sposób komunikacji i dialogu z kelnerkami, który mhyy… jest co najmniej niestandardowy. Kto był to wie, a kto nie miał okazji – będąc tam, koniecznie musi się wybrać na „Siekierę” ! 🙂
Praktyczne informacje na temat wyjazdu:
1) Transport/nocleg
W Bieszczady wybrałem się samochodem (rower przewiozłem w bagażniku) z kilku względów:
- po pierwsze obowiązywał wtedy bardzo niedogodny rozkład jazdy pociągów – czas dojazdu z Warszawy Centralnej do Sanoka wynosił w zależności od połączenia około 12-15 godzin i zawierał w sobie minimum 3 przesiadki (!) (teraz na szczęście obowiązuje nowy rozkład z już bezpośrednim połączeniem ale trwającym aż prawie 11 godzin – co również nie zachęca do tego środka transportu) a dodatkowo od Sanoka w „Bieszczady” dodatkowo mamy do przejechania około 100 km.
- Po drugie był to mój pierwszy dłuższy wypad rowerowy i nie byłem w pełni świadom ryzyka jakie taki wyjazd może ze sobą nieść – w tej sytuacji samochód daje nam większą elastyczność w razie wystąpienia nieprzewidywanych problemów.
- Wreszcie po trzecie – cały wyjazd trwał tylko 4 dni – jadąc pociągiem musiałbym doliczyć po jednym dniu na dojazd i powrót.
2) Noclegi – wybierałem możliwie najtańsze i najbliższe pensjonaty bez rezerwacji – dzwoniłem jedynie dzień wcześniej, że się pojawię będąc już danego dnia w danej kwaterze z pytaniem czy zostanę przyjęty.
3) Ważna informacja dla rowerzystów wybierających się w Bieszczady: W Bieszczadzkim Parku Narodowym na rowerze możemy się poruszać tylko po drogach publicznych lub specjalnie wyznaczonych szlakach rowerowych których jest tu jak na lekarstwo – oznacza to że na terenie Parku jesteśmy bardzo ograniczeni jeśli chodzi o jakąkolwiek jazdę terenową. A więc zabroniona jest jazda najsłynniejszymi połoninami – Caryńską i Wetlińską. Aż strach pomyśleć jak niesamowicie by się po nich jeździło! Druga opisana przeze mnie trasa oczywiście wiedzie innymi połoninami i miejscami biegnie na granicy z Parkiem Narodowym – oznacza to że jazda nią jest jak najbardziej dozwolona.