Korzystając z sierpniowego długiego weekendu wybraliśmy się na etapowe wyścigi ‚Gwiazda Północy’ organizowane przez Cezarego Zamanę. Cztery dni, cztery miejscowości: Ełk, Prostki, Sypitki, Stare Juchy. Kilkudniowa harówka stała się doskonałą okazją do sprawdzenia sił w tej formule zawodów. W tegorocznej edycji na piękne mazurskie trasy wyruszyli Adam z Pawłem.
Jak będzie prezentować się forma w kolejnych dniach?
Czy nogi będą chciały dalej kręcić?
Co na to szanowna pupa?
Co z regeneracją?
Odpowiedzi miały nadejść w kolejnych dniach.
Dzień 1. Ełk. 46 km.
Świetna pogoda, choć trochę za ciepło. Wiedzieliśmy, że trasa będzie najcięższa z całej etapówki, stąd pomysł by nieco się oszczędzać. Jednak już po starcie, gdy adrenalina zaczęła działać, nici z oszczędzania. Trasa miejscami szybka, miejscami bardzo techniczna, wręcz XC. Po wcześniejszych opadach ślisko. Początek, zaraz za miastem, błotnisty ale poprowadzony dość szerokimi ścieżkami więc bezpiecznie. Dalej już ciasne ścieżki, podjazdy piaszczyste przez co część zawodników od razu zsiadała z roweru blokując tym samym możliwość wjazdu. Sekcje techniczne genialne, choć naprawdę trzeba było bardzo uważać na mokre korzenie oraz trawersy. Uślizgi występowały praktycznie na całej sekcji. Ostatnie kilometry to już drogi pożarowe, szerokie i szybkie. Jazda w grupie, oszczędzanie sił. W końcu meta. Niestety ten dzień nie należał do najszczęśliwszych dla Pawła – kapeć w połowie dystansu i spora strata. Na szczęście dojechaliśmy cało.
Dzień 2. Prostki. 56 km.
Pierwszy dzień, pierwsze odpowiedzi. Na szczęście baza noclegowa znajdowała się z dala od miasta, dzięki czemu w nocy błoga cisza oraz świeże powietrze sprzyjały regeneracji. Dziś trasa dłuższa, nieco mniej techniczna, ale nie można powiedzieć że łatwa, dobre gospodarowanie siłami w cenie. Na parkingu widać zawodników, niektórzy już krzywią się przy pierwszym wsiadaniu na rower – jednak Ełk dał się we znaki. Zobaczymy jak u nas. Przebieranie i na rower. O dziwo, nie jest źle 🙂 Rozgrzewka po częściowej trasie dystansu Hobby (dzieciaki miały niezłą przeprawę) i na start. Nogi nie bolą, nawet kręcą, jest dobrze! Trochę parno, ale pogoda identyczna dla wszystkich. Tym razem start od razu leśnymi drogami. Trzeba złapać koło i współpracować – taktyka na dziś, którą ostatecznie udało się zrealizować. Końcowe wyniki nieco lepsze niż w Ełku, więc humory dobre. Czy kolejnego dnia będzie podobnie?
Dzień 3. Sypitki. 48 km.
Od rana te same pytania – co z formą? Wieczorem poprzedniego dnia ognisko z kiełbaską, może mało profesjonalnie, ale smacznie. Start z malowniczej stacji kolejki wąskotorowej w Sypitkach. Pogoda super choć wietrznie i do tego duchota. Wieczorne opady i wysoka temperatura w dzień, robiły swoje. Pierwsza trasa bez singli za to z dużą ilością piachu. Poza tym szybka. Adam ma dzień kryzysu, Paweł idzie jak burza. Adamowi ciężko utrzymać koło czołówki sektora i niestety pomysł na szukanie alternatyw. Pawłowi za to noga podaje i kończy zawody z bardzo dobrym wynikiem. Choć w ostatecznym rozrachunku, u Adama wcale nie wyszło tak źle – wynik ciut lepszy niż dnia poprzedniego 😉 Wieczorem poprawka ogniska i kiełbasek – w końcu musi zadziałać 😉
Dzień 4. Stare Juchy. 45 km.
Trzy dni za nami, spadku formy nie ma, nic nie dolega, jest dobrze! Można było pospać dłużej bo zawody ‚pod nosem’. Nastroje fantastyczne, tak samo jak pogoda. W końcu temperatura nieco niższa, jest czym oddychać. Tym razem wszystkie dystanse (Fit i 1/2 Pro) startują razem, jest ciaśniej. Pierwsze kilkaset metrów pod górę, wyjazd z miasteczka i wjazd do lasu. Etap szybki, jeden spory fragment asfaltowy, reszta piękne drogi po terenach leśnych, lekko pagórkowatych. Dziś Adamowi noga podaje, często w czubie grupy. Paweł także dobrze sobie radzi współpracując z innymi. Pod koniec Adam odrywa się od grupy z innym zawodnikiem i tak finiszują. Pech niestety znów daje znać o sobie – kolejny kapeć u Pawła na 5 km przed metą. Szkoda, bo tempo było świetne.
Jak sie okazało, odpowiedzi na początkowe pytania były pozytywne.
Nogi: OK.
Pupa: OK.
Forma: OK.
Regeneracja. OK.
Gdyby nie awarie, każdy kolejny wyścig byłby w naszym wykonaniu coraz lepszy. W końcu elementy nieprzewidywalności muszą być i z tym trzeba się pogodzić.
Nieco zmęczeni, ale bardzo zadowoleni, z zamiarem powrotu za rok, wróciliśmy do domu cali i zdrowi.