Majówka to idealny czas, aby odpocząć i wyjechać za miasto. Na pewno o dobrze spędzonej mogą mówić Paweł z Robertem, którzy wspólnie wyruszyli na trzydniowy, terenowy podbój Jury Krakowsko – Częstochowskiej. Wróćmy do tych kilku dni dzięki świetnym zdjęciom, okraszonych komentarzem Pawła.
Dzień 1 – Mińsk Mazowiecki – Częstochowa – Podlesice
O godzinie 7:13 pociąg z Mińska do Warszawy Wschodniej. Następnie o 8:24 z Warszawy do Częstochowy, gdzie zawitał o 11:01. Bilety odpowiednio wcześnie kupione, a i tak nie obyło się bez zdziwienia. Tak jak w Kolejach Mazowieckich można przewozić rowery bez opłat oraz ograniczeń ilościowych, tak w pociągach IC, EIC, TLK jest ograniczony przewóz dwóch kółek. Na cały pociąg IC – 4 miejsca na rowery?! Podróż do Warszawy odbyła się bezproblemowo, „Kubuś” zaparkowany i jazda!Szok był przy wieszaniu roweru w IC. Dolne mocowanie pod kątem, aby rowery nie przeszkadzały w komunikacji, jednak hak górny dopasowany do … niczego.Trasa na dzisiejszy dzień – 68 km – w górę 1080m – w dół 967mPierwsze „Gniazdo” w tym dniu – Olsztyn. Sponsorem rozgrzania nóg były podjazdy i jak zawsze wiatr, który niezależnie od kierunku jazdy – zawsze w twarz.Pogoda dopisywała. Po wjechaniu do lasu – totalne odcięcie od rzeczywistości. Problemy dnia codziennego zostały gdzieś pomiędzy dworcem, a kolejnym podjazdem. W głowie tylko, co skrywa kolejny zakręt, podjazd, zjazd … Po wyjechaniu z lasu ukazały się ruiny zamku. Robią wrażenie.Kolejny punktem na trasie – Kamieniołom Kielniki, czyli otwarta księga geologii.Obiad zaplanowany był w Pstrągarni w miejscowości Piszczków przy Złotym potoku. Źródło Elżbiety oraz Zygmunta zasilają ową pstrągarnie. Rybka była wręcz „przepychowa”.Wspinaczka z rowerem do Jaskini Ostrężnickiej była konieczna, liście uniemożliwiały wjazd na samą górę.Zaskoczeniem była asfaltowa ścieżka rowerowa prowadzona przez las.Zamek w Mirowie równie okazały.Niecałe 2 km dalej, bajkowy widok na Zamek w Bobolicach.Góra Zborów świetle zachodzącego słońca.Nocleg był w Rancho-Jura w Podlesicach.
Na koniec dnia Robert, jak to Robert … podsumował dzień w ten oto sposób:
Pierwszy dzień Jurzenia.
Krew pot i łzy… znaczy pot.
Sporo kurzych stóp, moich kurzych stóp, padających z mych ust, ale w pełni uzasadnione.
Podjazdy takie, których miałem dość zanim zacząłem podjeżdżać.
Kilka świetnych, bajkowych wręcz zamków. Trasa w sumie do przejechania, ale walka ze sobą, aby tylko usiedzieć na siodle – tyłek strasznie wszystko odczuwał.
Wiele ładnych widoków, multum podjazdów, piękno przyrody dzikie zwierzaki dobry pstrąg na obiad, kolacja pasta i basta. A teraz niechciej taki jak stąd do Osaki.
A to dopiero dzień pierwszy.