W jeden z majowych weekendów wybraliśmy się pięcioosobową ekipą na Podhale, do leżącej tuż obok Zębu miejscowości Czerwienne. W skład ekipy weszli: Patryk, Krzysiek, Paweł, Kuba oraz Daniel – słowem szosowa kadra Mińskiej Grupy Rowerowej. Decyzja o wyjeździe zapadła jeszcze zimą – kilka miesięcy wcześniej – kiedy planowaliśmy kalendarz wyjazdów oraz imprez, w których zamierzamy uczestniczyć – jako że jedną z nich jest udział w Tour de Pologne Amatorów, który odbędzie się w sierpniu w Bukowinie Tatrzańskiej.
Uznaliśmy, że warto wybrać się na typowo szosowy trening właśnie w tamtych okolicach, by oswoić się z panującymi tam warunkami oraz by nabrać wprawy na tamtejszych trasach. Głównym celem był trening na pętli określanej mianem królewskiego etapu Tour de Pologne, z którą przyjdzie nam się zmierzyć już w sierpniu. Wyjazd odbył się w dniach 14-17 maja. Jako nocleg wybraliśmy domki góralskie – rozwiązanie to jest bardzo dogodne, pozwala ono trzymać cały kolarski sprzęt w samym domku. W przeciwieństwie do pensjonatów, w żaden sposób nie przeszkadza to gospodarzom ani innym gościom. Jako środek transportu posłużyły nam dwa samochody osobowe.
Dzień pierwszy – dojazd
Wyjazd zaplanowaliśmy początkowo na godzinę 9 rano. Przetestowany kilka dni wcześniej pakunek rowerów do samochodu, pozwolił nam na sprawne spakowanie się już w dniu wyjazdu. Gdy Patryk, Kuba oraz Krzychu byli już gotowi i spakowani, w jednym z naszych aut – okazało się że Daniel – kierowca drugiego samochodu, będzie w stanie wyruszyć nieco później ze względu na niespodziewany i konieczny serwis auta, który się przedłużył aż do godziny 12. Czekając na informacje kiedy będzie możliwy wyjazd zaczęły pojawiać się propozycje byśmy pierwszym samochodem ruszyli od razu – nie czekając na Daniela oraz Pawła, którzy mieliby dojechać kilka godzin później. Uznaliśmy jednak, że jedziemy na cały wyjazd razem jako grupa i cierpliwie czekaliśmy. Ostatecznie autami wypakowanymi do granic możliwości udało nam się wyruszyć po godzinie 12.
Niestety będąc w Krakowie trafiliśmy na godziny szczytu przez co czas dojazdu wydłużył się do około 8 godzin. Na miejsce dotarliśmy przed godziną 21. Zaraz po rozpakowaniu podczas którego każdemu z nas towarzyszył ogromny humor, bo w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce – rozpaliliśmy grilla w jednej z chatek, która była specjalnie przystosowana do tego celu.
Niespodzianką wieczoru okazały się specjalnie przygotowane przez Ninę spersonalizowane ciasteczka wraz z rowerami każdego z nas – cudo!